Tytuł:
Bilans otwarcia.
Długość:
One shot, 1231 słów
Pairing:
Sasuke/Naruto
Gatunek:
Noworoczny, Humor, Obyczajowy
Ostrzeżenia:
Opisy zredukowane do minimum. Niebetowany.
Uwagi:
Miało być świątecznie, wyszło noworocznie. Krótkie, bo krótkie,
ale chciałam jeszcze zdążyć. Szczęśliwego Nowego Roku
wszystkim.
***
—
Odwołany?
—
Bardzo mi przykro, ale z powodu złych warunków atmosferycznych
żaden samolot dzisiaj nie wyleci.
—
Cholera!
*
—
Odwołany?
—
Bardzo mi przykro, ale...
— Nic
nie szkodzi, dziękuję za informację.
*
—
Kiba? Słuchaj, przykro mi stary, ale nie zdążę. Jakaś burza
śnieżna, czy inne cholerstwo, samoloty nie latają. Naprawdę
miałem nadzieję was wszystkich dzisiaj zobaczyć.
— To przecież nie
twoja wina. Dam znać reszcie, nie przejmuj się.
—
Obiecuję, że przylecę, jak tylko wszystko się uspokoi! Masz moje
słowo!
— Będziemy czekać! W
końcu zostajemy do końca roku. Trzymaj się tam i pilnuj odlotów,
sorry stary, muszę kończyć, bo sam się spóźnię. Do zobaczenia!
— Do
zobaczenia! Mam nadzieję.
*
—
Itachi? Wybacz, odwołali loty.
— Naprawdę?
—
Naprawdę. Jeżeli uważasz, że kłamię zawsze możesz zadzwonić i
zapytać.
— Przepraszam Sasuke,
po prostu wiem, jak bardzo nie widzi ci się przyjazd. Rozumiem, że
w tej sytuacji w ogóle się nie pojawisz?
—
Przeproś wszystkich w moim imieniu.
— Sakura będzie
wściekła, ale myślę, że sobie z nią poradzę, gorzej będzie z
rodzicami.
—
Przekaż im, że tego nie planowałem.
— Przekażę. Sasuke?
—
Słucham?
— Wesołych Świąt i
szczęśliwego Nowego Roku.
— Hn.
*
Sasuke
odwrócił się na pięcie z lekkim uśmiechem, który zamienił się
w grymas bólu, gdy uderzył w coś twardego.
— O
matko! Przepraszam! Wszystko w porządku?
— W
jak najlepszym – odparł, podnosząc się z ziemi. Niespodziewana
kolizja sprawiła, że stracił równowagę. Uśmiechnął się
uprzejmie i skinął głową tylko dlatego, że był w tej chwili w
świetnym nastroju.
—
Sorry, nie powinienem chodzić z głową w chmurach. Na pewno nic ci
nie jest? — Mężczyzna, na którego wpadł obszedł go dookoła,
oglądając od góry do dołu. Zanim Sasuke zdążył odpowiedzieć,
znów został zaatakowany słowotokiem. — Cholera, twój płaszcz
jest cały w błocie! Zapłacę za pralnię, obiecuję!
—
Naprawdę nic mi nie jest. Z płaszczem też sobie poradzę. Miłego
dnia. — Sasuke ukłonił się lekko i spróbował wyminąć
nieznajomego, ale zatrzymała go dłoń na ramieniu.
—
Słuchaj, serio, głupio mi. Może chociaż postawię ci obiad?
*
— Hn.
— Nie
wierzysz mi? Jak ramen kocham, przysięgam, że nie kłamię!
Po
półgodzinnej rozmowie w oczekiwaniu na zamówione jedzenie z
lotniskowego bufetu, Sasuke dowiedział się, że Naruto jest
uzależniony od ramen, jeździ na snowboardzie i nie zamierza
opuszczać lotniska, dopóki nie będzie siedział w samolocie.
Uwielbia mówić, całkiem sporo, ale Sasuke to nie przeszkadzało,
bo sam wolał słuchać, a na domiar tego wszystkiego, był bardzo
przekonujący i trudno było Sasuke nie uwierzyć, we wszystko, o
czym opowiadał.
— Z
tego, co widać, skończyło się dla ciebie dobrze. — Sasuke
odparł, biorąc do ręki filiżankę i przyglądając się uważnie,
jak na twarzy Naruto pojawia się rumieniec, a sam blondyn w
zakłopotaniu drapie się po karku.
—
Wstyd się przyznać, ale pomyliłem sznurki. Kumpela uratowała mi
tyłek. Nieźle się napociła, żeby do mnie dolecieć. Jak już
wylądowaliśmy bezpiecznie na ziemi, dała mi dożywotni zakaz
skakania ze spadochronem. A ty?
— Ja?
— Sasuke odstawił filiżankę.
—
Skakałeś kiedyś? Nie? Powinieneś spróbować.
—
Wezmę to pod uwagę.
—
Nieee, tylko tak mówisz. Nie wyglądasz mi na kogoś, kto
zaryzykował by życie dla chwili przyjemności.
—
Skoro tak sądzisz. — Sasuke nie zamierzał dyskutować. Po części
dlatego, że kelnerka przyniosła ich zamówienia, a po części
dlatego, że Naruto miał rację. Nie podejmował spontanicznych
decyzji.
— Nie
chciałem cię obrazić, nic w tym stylu. Po prostu jak zapraszałem
cię na ten obiad, to widać było, że wszystko analizujesz, ale
super, że się zgodziłeś, bo trochę będziemy tu czekać, a na
głodniaka to tak nie bardzo.
—
Właściwie, to nie zamierzałem czekać. — Naruto odchylił się w
bok i zerknął na niewielką walizkę, stojącą przy krześle, na
którym siedział Sasuke. Uniósł wymownie brew. — Nie widzę
sensu.
— Nie
żebym wiedział, gdzie się wybierałeś, ale skoro w ogóle
zamierzałeś, to jakiś sens w czekaniu powinien być.
—
Żaden większy. Miałem lecieć na własne przyjęcie zaręczynowe,
które moi rodzice zaaranżowali w tajemnicy i zsynchronizowali je ze
świętami, żeby pozbawić mnie możliwości odmowy. Na szczęście
mój brat wykazał się większym rozsądkiem i poinformował mnie o
ich planach. Potem rozwój wydarzeń zawdzięczam już tylko
pogodzie. — Naruto zamrugał oczami.
— To
jakaś paskuda?
—
Słucham?
— Nie
chcesz się zaręczać, więc się zastanawiam, czy może brzydka
jakaś? — wzruszając ramionami, Naruto powrócił do jedzenia,
zerkając tylko co jakiś czas w kierunku Sasuke.
—
Właściwie, to nie – odparł z zastanowieniem, chociaż nie
potrafił ocenić urody Sakury. Sama jej płeć sprawiała, że nie
była w jego typie. — Podobno jest ładna. Poza tym inteligentna,
bogata i wpływowa. Spełnia trzy z dwóch kryteriów mojego ojca, co
do wybranki dla mnie.
— To w
czym problem, stary? — Naruto odłożył sztućce i przeżuwał już
tylko, patrząc na niego wyczekująco.
— Jest
kobietą, to po pierwsze. Po drugie, mój ojciec ma nadzieję, że
razem z bratem odziedziczymy rodzinny interes, więc ślub ma mnie
tylko usidlić w Japonii. — Sasuke wzruszył ramionami i odchylił
się na oparcie, kładąc dłoń na stole. Jego palce przesuwały się
po ceracie i na chwilę uciekł myślami. — Po trzecie, nie mam
pojęcia dlaczego mówię o tym komuś, kto prawie wdeptał mnie w
posadzkę. — Otrząsnął się i prychnął pod nosem. Uśmiechnął
się i złapał w dłoń widelec. Czuł na sobie spojrzenie
niebieskich oczu i wiedział, że Naruto go osądza, a kiedy został
poproszony przez niego o przypilnowanie rzeczy, bo blondyn chciał
skorzystać z toalety, odetchnął z ulgą.
Sasuke
nie miał dobrych kontaktów z rodziną, może z wyjątkiem brata.
Kiedy po zakończeniu liceum ojciec powiedział mu, że oczekuje od
niego przejęcia biznesu, oznajmił, że zamierza wyjechać do
Stanów, aby studiować architekturę i zanim rozpętała się wojna,
już siedział w samolocie.
Przeżuwał
niespiesznie makaron, kiedy Naruto pojawił się z powrotem z
uśmiechem na ustach.
—
Słuchaj, wiem, że się nie znamy i może nawet dlatego łatwiej ci
było zrzucić z siebie ten cały burdel rodzinny i nie powiem, że
rozumiem o czym mówisz, bo tak naprawdę mi zostali już tylko
przyjaciele. — Naruto usiadł wygodnie na krześle i rzucił mu
przeciągłe spojrzenie. — I może trochę za późno na prezent
świąteczny, ale powiem ci, że nigdy nie jest się za późno na
podejmowanie spontanicznych decyzji. — Przeciągłe spojrzenie
zamieniło się w szeroki uśmiech, kiedy Naruto wyciągnął z
kieszeni kurtki złożoną kartkę i położył ją na stole,
przesuwając w stronę Sasuke. — Więc podjąłem za ciebie
spontaniczną decyzję i kupiłem ci bilet do Sapporo, bo sorry
stary, ale potrzebujesz rozrywki.
— Co?
— Sasuke wyciągnął niepewnie dłoń, przeskakując wzrokiem z
Naruto na bilet i z powrotem. — Jesteś szalony – powiedział na
wydechu.
— Tak
o mnie mówią. Nie musisz dziękować, potraktuj to jako
zadośćuczynienie za płaszcz.
— Na
pewno da się go jeszcze zwrócić...
—
Płaszcz?
—
Bilet, idioto! — Sasuke złapał kawałek papieru i już się
podnosił, kiedy zatrzymała go dłoń na nadgarstku.
—
Posłuchaj... Może i nie jestem najbystrzejszy na świecie i może,
jak słusznie zauważyłeś, idiota ze mnie, ale albo możesz spędzić
Nowy Rok, zastanawiając się, czy twój ojciec w końcu nie pojawi
się pod drzwiami wraz z twoją przyszłą żoną... — Naruto
przerwał i puścił jego nadgarstek, pochylając się do przodu. —
Albo możesz spędzić go z moimi przyjaciółmi, niczym się nie
przejmując i ucząc się ode mnie jazdy na snowboardzie. Za
darmochę.
— Za
darmochę? — prychnął Sasuke, marszcząc czoło i
wpatrując się w bilet, który trzymał dłoni. To byłby jego
pierwszy, prawdziwy odpoczynek odkąd wyjechał z Japonii.
—
Powiedzmy, że o zapłacie porozmawiamy na miejscu. Albo po powrocie.
— Naruto puścił mu oczko, sprawiając, że Sasuke opadł z
powrotem na krzesło i spojrzał z niedowierzaniem w niebieskie oczy.
Złapał szklankę wody i wypił do dna.
— A co
będziemy robić dopóki pogoda się nie poprawi? — Na twarz Sasuke
powrócił zwyczajowy chłód, chociaż serce biło mu jak szalone.
Nie wierzył, że właśnie zgodził się lecieć do Sapporo. Pod
wpływem impulsu. On! Uchiha!
— Tym
nie zawracaj sobie głowy. Mam mnóstwo pomysłów.
Żyjesz. Tak się cieszę z tego że jesteś ty i SasuNaru na lotnisku.
OdpowiedzUsuńPs. Co z "The Valley of the... Beginning?"
dagna1688@o2.pl
Haha to było świetne, coś czuję, że Sasuke będzie miał jeszcze większe opory przed ślubem z Sakurą xDDD
OdpowiedzUsuńDużo weny w nowym roku. :3
Witam,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak się cieszę z Twojego powrotu tutaj, tekst oj naprawdę świetny z humorem... oj teraz to Sasuke jeszcze bardziej nie będzie chciał się żenic..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Jak dobrze wrócić. Po trzech (!) latach przypomniałam sobie zarówno o SasuNaru jak i o Twoim blogu. Niesamowite... Od kilku dni wręcz pochłaniam Twoje opowiadania. Masz świetny styl pisania i bardzo dobrze potrafisz wszystko zobrazować. Potrafisz wywołać u mnie zarówno śmiech jak i wzruszenie. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu...
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam ciepło.
Ojacie, wreszcie reaktywowałaś bloga!!!! <3
OdpowiedzUsuńhłehłehłe, oczywiście że szykuje się romans. Naruto już go złapał w sidła. Jaaaaaaaaaaaaa, tak żałuję, że tego nie rozwinęłaś bardziej:D zajebiste. Fajnie oddajesz charaktery postaci.
OdpowiedzUsuń