czwartek, 1 stycznia 2015

Bilans otwarcia

Tytuł: Bilans otwarcia.
Długość: One shot, 1231 słów
Pairing: Sasuke/Naruto
Gatunek: Noworoczny, Humor, Obyczajowy
Ostrzeżenia: Opisy zredukowane do minimum. Niebetowany.
Uwagi: Miało być świątecznie, wyszło noworocznie. Krótkie, bo krótkie, ale chciałam jeszcze zdążyć. Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim.


***

— Odwołany?
— Bardzo mi przykro, ale z powodu złych warunków atmosferycznych żaden samolot dzisiaj nie wyleci.
— Cholera!
*

— Odwołany?
— Bardzo mi przykro, ale...
— Nic nie szkodzi, dziękuję za informację.

*

— Kiba? Słuchaj, przykro mi stary, ale nie zdążę. Jakaś burza śnieżna, czy inne cholerstwo, samoloty nie latają. Naprawdę miałem nadzieję was wszystkich dzisiaj zobaczyć.
To przecież nie twoja wina. Dam znać reszcie, nie przejmuj się.
— Obiecuję, że przylecę, jak tylko wszystko się uspokoi! Masz moje słowo!
Będziemy czekać! W końcu zostajemy do końca roku. Trzymaj się tam i pilnuj odlotów, sorry stary, muszę kończyć, bo sam się spóźnię. Do zobaczenia!
— Do zobaczenia! Mam nadzieję.

*

— Itachi? Wybacz, odwołali loty.
Naprawdę?
— Naprawdę. Jeżeli uważasz, że kłamię zawsze możesz zadzwonić i zapytać.
Przepraszam Sasuke, po prostu wiem, jak bardzo nie widzi ci się przyjazd. Rozumiem, że w tej sytuacji w ogóle się nie pojawisz?
— Przeproś wszystkich w moim imieniu.
Sakura będzie wściekła, ale myślę, że sobie z nią poradzę, gorzej będzie z rodzicami.
— Przekaż im, że tego nie planowałem.
Przekażę. Sasuke?
— Słucham?
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku.
— Hn.

*

Sasuke odwrócił się na pięcie z lekkim uśmiechem, który zamienił się w grymas bólu, gdy uderzył w coś twardego.
— O matko! Przepraszam! Wszystko w porządku?
— W jak najlepszym – odparł, podnosząc się z ziemi. Niespodziewana kolizja sprawiła, że stracił równowagę. Uśmiechnął się uprzejmie i skinął głową tylko dlatego, że był w tej chwili w świetnym nastroju.
— Sorry, nie powinienem chodzić z głową w chmurach. Na pewno nic ci nie jest? — Mężczyzna, na którego wpadł obszedł go dookoła, oglądając od góry do dołu. Zanim Sasuke zdążył odpowiedzieć, znów został zaatakowany słowotokiem. — Cholera, twój płaszcz jest cały w błocie! Zapłacę za pralnię, obiecuję!
— Naprawdę nic mi nie jest. Z płaszczem też sobie poradzę. Miłego dnia. — Sasuke ukłonił się lekko i spróbował wyminąć nieznajomego, ale zatrzymała go dłoń na ramieniu.
— Słuchaj, serio, głupio mi. Może chociaż postawię ci obiad?


*

— Hn.
— Nie wierzysz mi? Jak ramen kocham, przysięgam, że nie kłamię!
Po półgodzinnej rozmowie w oczekiwaniu na zamówione jedzenie z lotniskowego bufetu, Sasuke dowiedział się, że Naruto jest uzależniony od ramen, jeździ na snowboardzie i nie zamierza opuszczać lotniska, dopóki nie będzie siedział w samolocie. Uwielbia mówić, całkiem sporo, ale Sasuke to nie przeszkadzało, bo sam wolał słuchać, a na domiar tego wszystkiego, był bardzo przekonujący i trudno było Sasuke nie uwierzyć, we wszystko, o czym opowiadał.
— Z tego, co widać, skończyło się dla ciebie dobrze. — Sasuke odparł, biorąc do ręki filiżankę i przyglądając się uważnie, jak na twarzy Naruto pojawia się rumieniec, a sam blondyn w zakłopotaniu drapie się po karku.
— Wstyd się przyznać, ale pomyliłem sznurki. Kumpela uratowała mi tyłek. Nieźle się napociła, żeby do mnie dolecieć. Jak już wylądowaliśmy bezpiecznie na ziemi, dała mi dożywotni zakaz skakania ze spadochronem. A ty?
— Ja? — Sasuke odstawił filiżankę.
— Skakałeś kiedyś? Nie? Powinieneś spróbować.
— Wezmę to pod uwagę.
— Nieee, tylko tak mówisz. Nie wyglądasz mi na kogoś, kto zaryzykował by życie dla chwili przyjemności.
— Skoro tak sądzisz. — Sasuke nie zamierzał dyskutować. Po części dlatego, że kelnerka przyniosła ich zamówienia, a po części dlatego, że Naruto miał rację. Nie podejmował spontanicznych decyzji.
— Nie chciałem cię obrazić, nic w tym stylu. Po prostu jak zapraszałem cię na ten obiad, to widać było, że wszystko analizujesz, ale super, że się zgodziłeś, bo trochę będziemy tu czekać, a na głodniaka to tak nie bardzo.
— Właściwie, to nie zamierzałem czekać. — Naruto odchylił się w bok i zerknął na niewielką walizkę, stojącą przy krześle, na którym siedział Sasuke. Uniósł wymownie brew. — Nie widzę sensu.
— Nie żebym wiedział, gdzie się wybierałeś, ale skoro w ogóle zamierzałeś, to jakiś sens w czekaniu powinien być.
— Żaden większy. Miałem lecieć na własne przyjęcie zaręczynowe, które moi rodzice zaaranżowali w tajemnicy i zsynchronizowali je ze świętami, żeby pozbawić mnie możliwości odmowy. Na szczęście mój brat wykazał się większym rozsądkiem i poinformował mnie o ich planach. Potem rozwój wydarzeń zawdzięczam już tylko pogodzie. — Naruto zamrugał oczami.
— To jakaś paskuda?
— Słucham?
— Nie chcesz się zaręczać, więc się zastanawiam, czy może brzydka jakaś? — wzruszając ramionami, Naruto powrócił do jedzenia, zerkając tylko co jakiś czas w kierunku Sasuke.
— Właściwie, to nie – odparł z zastanowieniem, chociaż nie potrafił ocenić urody Sakury. Sama jej płeć sprawiała, że nie była w jego typie. — Podobno jest ładna. Poza tym inteligentna, bogata i wpływowa. Spełnia trzy z dwóch kryteriów mojego ojca, co do wybranki dla mnie.
— To w czym problem, stary? — Naruto odłożył sztućce i przeżuwał już tylko, patrząc na niego wyczekująco.
— Jest kobietą, to po pierwsze. Po drugie, mój ojciec ma nadzieję, że razem z bratem odziedziczymy rodzinny interes, więc ślub ma mnie tylko usidlić w Japonii. — Sasuke wzruszył ramionami i odchylił się na oparcie, kładąc dłoń na stole. Jego palce przesuwały się po ceracie i na chwilę uciekł myślami. — Po trzecie, nie mam pojęcia dlaczego mówię o tym komuś, kto prawie wdeptał mnie w posadzkę. — Otrząsnął się i prychnął pod nosem. Uśmiechnął się i złapał w dłoń widelec. Czuł na sobie spojrzenie niebieskich oczu i wiedział, że Naruto go osądza, a kiedy został poproszony przez niego o przypilnowanie rzeczy, bo blondyn chciał skorzystać z toalety, odetchnął z ulgą.
Sasuke nie miał dobrych kontaktów z rodziną, może z wyjątkiem brata. Kiedy po zakończeniu liceum ojciec powiedział mu, że oczekuje od niego przejęcia biznesu, oznajmił, że zamierza wyjechać do Stanów, aby studiować architekturę i zanim rozpętała się wojna, już siedział w samolocie.
Przeżuwał niespiesznie makaron, kiedy Naruto pojawił się z powrotem z uśmiechem na ustach.
— Słuchaj, wiem, że się nie znamy i może nawet dlatego łatwiej ci było zrzucić z siebie ten cały burdel rodzinny i nie powiem, że rozumiem o czym mówisz, bo tak naprawdę mi zostali już tylko przyjaciele. — Naruto usiadł wygodnie na krześle i rzucił mu przeciągłe spojrzenie. — I może trochę za późno na prezent świąteczny, ale powiem ci, że nigdy nie jest się za późno na podejmowanie spontanicznych decyzji. — Przeciągłe spojrzenie zamieniło się w szeroki uśmiech, kiedy Naruto wyciągnął z kieszeni kurtki złożoną kartkę i położył ją na stole, przesuwając w stronę Sasuke. — Więc podjąłem za ciebie spontaniczną decyzję i kupiłem ci bilet do Sapporo, bo sorry stary, ale potrzebujesz rozrywki.
— Co? — Sasuke wyciągnął niepewnie dłoń, przeskakując wzrokiem z Naruto na bilet i z powrotem. — Jesteś szalony – powiedział na wydechu.
— Tak o mnie mówią. Nie musisz dziękować, potraktuj to jako zadośćuczynienie za płaszcz.
— Na pewno da się go jeszcze zwrócić...
— Płaszcz?
— Bilet, idioto! — Sasuke złapał kawałek papieru i już się podnosił, kiedy zatrzymała go dłoń na nadgarstku.
— Posłuchaj... Może i nie jestem najbystrzejszy na świecie i może, jak słusznie zauważyłeś, idiota ze mnie, ale albo możesz spędzić Nowy Rok, zastanawiając się, czy twój ojciec w końcu nie pojawi się pod drzwiami wraz z twoją przyszłą żoną... — Naruto przerwał i puścił jego nadgarstek, pochylając się do przodu. — Albo możesz spędzić go z moimi przyjaciółmi, niczym się nie przejmując i ucząc się ode mnie jazdy na snowboardzie. Za darmochę.
— Za darmochę? — prychnął Sasuke, marszcząc czoło i wpatrując się w bilet, który trzymał dłoni. To byłby jego pierwszy, prawdziwy odpoczynek odkąd wyjechał z Japonii.
— Powiedzmy, że o zapłacie porozmawiamy na miejscu. Albo po powrocie. — Naruto puścił mu oczko, sprawiając, że Sasuke opadł z powrotem na krzesło i spojrzał z niedowierzaniem w niebieskie oczy. Złapał szklankę wody i wypił do dna.
— A co będziemy robić dopóki pogoda się nie poprawi? — Na twarz Sasuke powrócił zwyczajowy chłód, chociaż serce biło mu jak szalone. Nie wierzył, że właśnie zgodził się lecieć do Sapporo. Pod wpływem impulsu. On! Uchiha!
— Tym nie zawracaj sobie głowy. Mam mnóstwo pomysłów.

6 komentarzy:

  1. Żyjesz. Tak się cieszę z tego że jesteś ty i SasuNaru na lotnisku.
    Ps. Co z "The Valley of the... Beginning?"
    dagna1688@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha to było świetne, coś czuję, że Sasuke będzie miał jeszcze większe opory przed ślubem z Sakurą xDDD
    Dużo weny w nowym roku. :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    nawet nie wiesz jak się cieszę z Twojego powrotu tutaj, tekst oj naprawdę świetny z humorem... oj teraz to Sasuke jeszcze bardziej nie będzie chciał się żenic..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dobrze wrócić. Po trzech (!) latach przypomniałam sobie zarówno o SasuNaru jak i o Twoim blogu. Niesamowite... Od kilku dni wręcz pochłaniam Twoje opowiadania. Masz świetny styl pisania i bardzo dobrze potrafisz wszystko zobrazować. Potrafisz wywołać u mnie zarówno śmiech jak i wzruszenie. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu...

    Życzę dużo weny i pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojacie, wreszcie reaktywowałaś bloga!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. hłehłehłe, oczywiście że szykuje się romans. Naruto już go złapał w sidła. Jaaaaaaaaaaaaa, tak żałuję, że tego nie rozwinęłaś bardziej:D zajebiste. Fajnie oddajesz charaktery postaci.

    OdpowiedzUsuń