sobota, 17 listopada 2012

The Valley of the... Beginning? 3/?

Jeżeli chodzi o Rzeczywistość, wspominałam już wcześniej, że nie jest ona opowiadaniem, które jest na szczycie listy moich priorytetów. Gdyby tak było, stałabym w miejscu, blog wisiałby pusty, a ja chodziłabym zirytowana tym, że nie mam gdzie się wyładować, bo Rzeczywistość nie nadaje się na miejsce do eksperymentów. 
Teraz piszę w temacie, który mnie aktualnie porywa i sprawia, że mi się w ogóle chce. Mimo wszystko, po pięciu długich latach w fandomie, wciąż piszę o Naruto i Sasuke. Wydaje mi się, że to wystarczająco rewanżuje brak Rzeczywistości.


Tytuł: The Valley of the... Beginning?
Pairing: NaruSasu, Merthur
Długość: 3/?
Gatunek: Naruto/Merlin crossover, Humor, Przygoda

***

— Mówisz, że wysłała cię Morgana?
— Tak, panie — odparł pokornie złodziej.
— Kim jest Morgana? — Naruto z zaciekawieniem spojrzał na Artura.
— Moim wrogiem. Zapewne, gdyby udało jej się zdobyć klucz do portali, byłaby także waszym wrogiem. — Młody władca zamyślił się i spojrzał surowo na więźnia. — Jak to działa? — zapytał, podsuwając mu przed twarz broszkę.
— Nie wiem, panie.
— W takim razie, jakim cudem przeszedłeś przez portal, skoro nie wiesz jak to działa? — Artur nachylił się, spoglądając złodziejowi prosto w oczy.
— Ni-nie wiem, panie — jęknął mężczyzna, spuszczając wzrok.
— Jeszcze raz powiesz, że nie wiesz, a skrócę cię o głowę! — Król Camelotu wyciągnął miecz, patrząc z furią na więźnia, który gdyby mógł na pewno by się odsunął. Niestety drzewo za jego plecami na to nie pozwalało, dlatego ostrze tuż przy jego krtani sprawiło, że znieruchomiał.
— Spokojnie — Naruto zaśmiał się, wychodząc przed więźnia i zmuszając tym samym Artura do zabrania miecza. — Jak go zabijesz to się niczego nie dowiemy. — Artur odsunął się i wciągnął głęboko powietrze, żeby się uspokoić. Merlin leżał tam z wysoką gorączką, a on nic nie mógł zrobić. Nie było nawet Gajusza, który mógłby pomóc.
— Co WIESZ? — zapytał w końcu, nerwowo chodząc w kółko.
Sasuke przyglądał się całej sytuacji z beznamiętnym wyrazem twarzy. Rozumiał chęć niesienia pomocy, którą Naruto emanował zawsze i wszędzie, ale wiedział, że zostali wciągnięci w naprawdę pokręconą aferę. Jakoś zupełnie nie miał ochoty w tym uczestniczyć, więc tylko obserwował. Dlatego też teraz zauważył, że przy pasku pojmanego mężczyzny wisi kluczyk.
— Kazała... Morgana kazała mi...
— Co to jest? — Sasuke przerwał więźniowi i wstając, podszedł powoli do niego, nie spuszczając wzroku z kluczyka. Złodziej spojrzał w dół, kiedy dłoń Sasuke zerwała przedmiot ze sznurka przywiązanego do jego paska.
— Kluczyk do szkatułki, w której schowana była broszka. — Złodziej wyrzucił z siebie na wdechu, kuląc się pod lodowatym spojrzeniem Sasuke.
— I ty ją otworzyłeś? — zapytał Artur.
— Morgana kazała upewnić się, że w środku znajduje się to, czego żąda — dodał pospiesznie. — Nie miałem wyboru, kiedy usłyszałem, że nadchodzicie.... Otworzyłem ją i nagle znalazłem się tutaj.
— A my razem z tobą, cudownie! — warknął Artur, łapiąc się za głowę. — Módl się, by Morgana nie dowiedziała się o tym, że Camelot jest pozbawione króla. Jeśli tak się stanie, obiecuję, że zawiśniesz, jak tylko wrócimy — zagroził młody władca. Obejrzał się przez ramię na wciąż nieprzytomnego Merlina. — A jeśli mój sługa umrze... — wbił zdeterminowany wzrok w więźnia. — Pozbawię cię głowy jeszcze przed powrotem.

***

- Sasuke? — Naruto zwrócił na siebie uwagę, odciągając Sasuke od obserwacji Artura. Wręczył mu niedawno przyrządzoną nad ogniskiem potrawkę i usiadł koło niego.
— Jutro nad ranem powinniśmy być w wiosce — powiedział potomek klanu Uchiha, łapiąc w palce łyżkę. — Jak tylko zdamy raport Tsunade, chcę żebyś się już więcej nie mieszał w ich sprawy.
Naruto spojrzał na towarzysza i zerknął szybko w stronę Merlina, który otrzymał właśnie nowy okład od Artura. Spuścił wzrok na moment, po czym ponownie utkwił go w twarzy Sasuke.
— Wiesz, że nie mogę — odparł szeptem.
— Wiem, że nie chcesz. — Sasuke odłożył naczynie z potrawką.
— Tak, masz rację. Oni potrzebują pomocy, Sasuke. — Naruto spojrzał na niego.
— I otrzymają ją od Tsunade, w czym ty im niby pomożesz? — Sasuke wstał i ruszył w głąb lasu, spoglądając jeszcze tylko na więźnia, czy przypadkiem nie próbuje się uwolnić.
— Czyli uważasz, że jestem bezużyteczny? —Naruto również odłożył niedokończoną potrawę, podążając za swoim przyjacielem i ignorując zaciekawione spojrzenie Artura.
— Na to wygląda. O ile nie nauczysz się nagle tej całej magii.
— Daruj sobie kpinę...
— Nie kpię — przerwał mu Sasuke. — Nie chcę, żebyś narażał swoje życie.
— No to się chyba trochę spóźniłeś. — Naruto zaśmiał się i spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Podnosząc dłoń do góry, wskazał kciukiem swój ochraniacz na czoło. — Widzisz to? To oznacza, że jestem shinobi pochodzącym z Wioski Liścia. Tak, Sasuke. Shinobi — wyrzucił z siebie Naruto. — A wiesz, co robią shinobi? Narażają swoje życie na misjach, by chronić Kraj Ognia.
— Oni nie są z Kraju Ognia! — warknął w końcu Sasuke i zatrzymał się gwałtownie. Odwracając się w stronę Naruto, spojrzał mu w oczy.
— Ale są na jego terenach i potrzebują pomocy. — Naruto odwzajemnił spojrzenie pełne determinacji. — I ode mnie ją otrzymają.
Sasuke zacisnął mocno szczękę i odwrócił wzrok, wpatrując się w jedno z wielu drzew.
— Słuchaj, wiem, że udziela ci się brak seksu... — Naruto podszedł do oburzonego tą wypowiedzią Sasuke i objął go w pasie, kładąc brodę na jego ramieniu. — Ale nie sądzisz, że im prędzej się z tym uporamy, tym szybciej będziemy mogli nadrobić zaległości? — pocałował go tuż pod linią szczęki i zerknął wyczekująco w jego oczy.
Towarzyszące milczeniu wymowne spojrzenie, rzucone przez Sasuke, zakończyło rozmowę definitywnie.

***

Artur był pod wrażeniem wytrzymałości Naruto, który już drugą godzinę niósł na plecach Merlina. On sam po godzinnym marszu był wykończony, ale mogło to być również spowodowane ciężką zbroją, którą cały czas miał na sobie. Sasuke kroczył dumnie kilka metrów przed nimi, ignorując zupełnie ich towarzystwo, a pojmany mężczyzna szedł za nim posłusznie, z nisko opuszczoną głową.
— Może się zmienimy? — zaproponował, gdy Naruto stęknął, podciągając Merlina wyżej, by nie zjechał mu z pleców.
— Nie trzeba, będziemy na miejscu za niecałe pięćset metrów. Jestem pewien, że znajdzie się tam jakiś medyk. — I faktycznie, Artur dopiero teraz zauważył wielką bramę wychylającą się zza ogromnych koron drzew. Przełknął ślinę i wypuścił drżąco powietrze.
— Dziękuję. — Szczere spojrzenie dosięgło oczu Naruto.
— Myślę, że jeszcze nie masz za co...
— Wystarczy, że próbujecie mu pomóc. — Artur zerknął na bladą twarz Merlina, pokrytą kropelkami potu.
— Pomożemy mu. Obiecuję — zapewnił go Naruto, wkraczając do wioski. Chwilę później stali już koło nich dwaj strażnicy, którzy z zaniepokojeniem zaczęli wypytywać, co się stało. Gdy tylko usłyszeli krótkie wyjaśnienie, jeden z nich bezzwłocznie ruszył zawiadomić medyka, by przygotowali salę szpitalną na odpowiednie przyjęcie pacjenta.
Artur przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, gdy strażnik niespodziewanie zniknął mu z oczu. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Pomyślał, że ze zmęczenia musiało mu się przewidzieć i od samego początku podszedł do nich tylko jeden. W całym zamieszaniu nie zauważył nawet jak Naruto oddał Merlina drugiemu strażnikowi, którego również stracił z oczu sekundę później.
— Co...? Gdzie jest...?
— Spokojnie, zabrali go do szpitala. Musimy powiadomić Hokage. — Zdezorientowanie króla Camelotu zauważył Sasuke, który stał oparty o mur. — Trzeba z nim coś zrobić — wskazał głową na więźnia. — Tobie także przydałby się odpoczynek. Naruto...
— Nie — zaoponował Artur. — Chcę wiedzieć, gdzie jest mój sługa — warknął, czując się bezradnie, kiedy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę jest teraz na łasce obcych ludzi, którzy zabrali gdzieś Merlina.
Naruto rzucił porozumiewawcze spojrzenie w stronę Sasuke i skinął głową.
— Zaprowadzę cię.

***

Artur nie miał pojęcia ile czasu minęło. Słońce zaszło już dawno, pozostawiając za oknem jedynie czerwoną poświatę. Otworzył oczy i spojrzał w sufit, opierając się o ścianę. Obok niego siedział Naruto, wpatrując się w drzwi sali zabiegowej. Czuł, że miał za dużo energii, ale wiedział, że dreptanie w miejscu tylko wzbudzi w Arturze niepokój. Powstrzymywał się więc, z nudów składając pieczęcie.
Kiedy drzwi od sali niespodziewanie się otworzyły, obaj momentalnie wstali.
— Babciu Tsunade? — Naruto z oczekiwaniem wpatrywał się w zmęczone oblicze Hokage, jednak jej oczy skierowane były w stronę Artura, który z zaciętą miną wyglądał, jakby gotów był przyjąć najgorszą wiadomość.
— Muszę wiedzieć, co to była za technika — oznajmiła Tsunade, zerkając przelotnie w stronę Naruto.
— Technika?
— Sprawdzaliśmy już wszystko, ale nic nie poskutkowało. — Hokage usiadła na ławeczce tuż pod ścianą i oparła łokcie o kolana. — To wygląda na zwykłą gorączkę, ale w żaden sposób nie możemy zbić temperatury. Coś musi ją blokować.
— Magia... — wyszeptał Artur, błądząc nerwowo wzrokiem po posadzce.
— Co takiego? — Hokage podniosła głowę i spojrzała z zaciekawieniem na nieznajomego.
— Bo widzisz, oni tak jakby nie są stąd. — Naruto zaśmiał i w nerwowym geście podrapał po karku. Tsunade przyjrzała się uważnie stojącemu w zbroi Arturowi, po czym przeniosła podejrzliwy wzrok na Naruto, którego uśmiech powoli znikał.
— Wyjaśnij, proszę — powiedziała uprzejmie. Dopiero trzask drewna, z którego zrobiona była ławka, uświadomił Naruto, że nie czas na żarty.

2 komentarze:

  1. Ciekawe połączenie dwóch historii w jedno. Naprawdę wielki szacunek za pomysł i tak dobrą realizację. Zapraszam do siebie http://unforgettablemeeting.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    wspaniale połączyłaś te dwa światy... oj a Tsunade rewelacyjna... Naruto zawsze jest chętny do pomocy...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń