środa, 14 listopada 2012

The Valley of the... Beginning? 2/?

Tytuł: The Valley of the... Beginning
Pairing: NaruSasu, Merthur
Długość: 2/?
Gatunek: Naruto/Merlin crossover, Humor, Przygoda
Uwagi: Wracając w tym tygodniu z pracy do domu, kończyłam czytać szósty tom Zwiadowców i wpadł mi do głowy na kilka sekund chory pomysł. Mianowicie jedna scena w tym rozdziale aż prosiła się o dodanie dwóch kolejnych bohaterów, ale potem zdałam sobie sprawę, że i tak nikt pewnie ich nie zna. Więc narobiłabym sobie tylko bałaganu, a Wam zamieszania. Chociaż Will i jego łuk, to cudowny dodatek, pomysł został tylko pomysłem.

***

Merlin wpatrywał się w ognisko, zupełnie oderwany od rzeczywistości. Ich nowi towarzysze podróży poinformowali, że droga do tak zwanej Konohy, zajmie im nieco dłużej niż się spodziewał. Konkretnie nie przewidywał obozowania w lesie z obcymi ludźmi. Nawet jeśli Naruto wydawał się całkiem przyjemną osobą, to wciąż nie wiedział czego mógł się po nich spodziewać. Jego przeznaczeniem było chronić Artura, który na tę chwilę zniknął gdzieś w ciemnościach, oznajmiając, że musi za potrzebą.
Jako skrycie praktykujący magię, Merlin miał już swoje przypuszczenia, w których niestety pojawiało się pełno luk. Był pewien jednego, za tym wszystkim musiała stać Morgana.
Przez większość wędrówki próbował sobie przypomnieć, co się właściwie stało, ale poza oślepiającym światłem i utratą przytomności nie mógł uchwycić żadnych szczegółów. Westchnął i schował twarz w ramionach, przez myślenie za dwóch zaczynała go boleć głowa. Gdyby chociaż był tutaj Gajusz.
— Wyglądasz jakbyś myślał — usłyszał za sobą zaczepny głos Artura, więc nawet się nie obejrzał.
— Ktoś musi — wystękał, usilnie szukając punktu zaczepienia, ale tylko jedno rozwiązanie pasowało mu w tej sytuacji. — Wiesz... — zaczął niepewnie Merlin. — Gajusz opowiadał mi kiedyś...
— Znowu te wasze bajki? — prychnął młody władca, opierając się wygodnie o pień i kątem oka zerkając na nieznajomych siedzących po drugiej stronie ogniska. Nawet jeśli nie wyglądali na zasłuchanych, wiedział, że czekają aż Merlin rozwinie swoją wypowiedź.
— Wiem, że według ciebie w Camelocie magia nie powinna istnieć, ale sądzę, że to, co się stało może mieć z nią coś wspólnego. — Artur odwrócił się w stronę swojego sługi, przybierając poważną minę. Lepsze jakieś wyjaśnienie, niż jego brak. Nawet całkowity absurd wydawał mu się w tym momencie dobrą argumentacją.
— Gajusz opowiadał mi kiedyś o światach równoległych. Jeszcze za czasów Starej Religii najwyżsi kapłanie byli w stanie się pomiędzy nimi przemieszczać, poprzez użycie portali. — Merlin podniósł głowę i spojrzał na swojego króla. Nie oczekiwał, że od razu mu uwierzy, więc nie zdziwiła go jego sceptyczna mina. — Wydaje mi się, że właśnie taki portal został otwarty w skarbcu.
— Sugerujesz, że mamy w Camelocie czarodzieja? — Artur otworzył szeroko oczy w zdziwieniu.
— Niekoniecznie — skłamał gładko Merlin. Przecież nie mógł powiedzieć, że jeden taki przynosi mu codziennie śniadanie i czyści jego zbroję. — Myślę, że w skarbcu mógł się znajdować przedmiot, który umożliwił złodziejowi otwarcie takiego portalu. Niewykluczone, że on też przez niego przeszedł.
— Co oznacza, że może być w pobliżu — wydedukował Artur, a jego wzrok padł na nieznajomych. Nie miał żadnych dowodów na to, że właśnie oni mogli otworzyć portal i udawać teraz przed nimi idiotów, ale nie miał także pewności, że tak nie było. Spojrzenie pełne podejrzeń zostało jednak wyłapane przez Sasuke, który miał w zwyczaju informować o swoim niezadowoleniu.
— Nie obchodzi mnie cały ten wasz bałagan z magią, czy czymkolwiek, ale jeśli tylko skierujesz w naszą stronę miecz, nie będziecie musieli się tym już przejmować — ostrzegł ich Uchiha, zachowując swoją chłodną i niewzruszoną minę. Merlin przełknął ślinę i spojrzał na Artura, który dłoń zapobiegawczo trzymał na rękojeści.
— Nie żebym się z nim zgadzał, zazwyczaj tego nie robię, ale drań ma rację — wtrącił Naruto, rozkładając na ziemi posłanie. — Chcemy wam pomóc, a jeśli ktoś was ściga, tym bardziej się wam przydamy.
— Potrafię o siebie zadbać. — Urażony władca Camelotu uniósł dumnie głowę. — Nikt nie musi mnie ochraniać.
— To nie ulega wątpliwości. — Merlin dorzucił drwa do ogniska.
— Hn — wyrwało się Sasuke. Czarodziej obrzucił go krótkim spojrzeniem i skierował kolejne słowa do swojego króla.
— Ale nie jesteśmy w Camelocie...
— Wiem Merlinie! — Artur podniósł głos.
— Nie wiesz jednak, co nas tutaj czeka — powiedział twardo, łapiąc z Arturem kontakt wzrokowy, dopóki ten nie odwrócił głowy zirytowany. — Lepiej więc mieć pod ręką kogoś, kto zna niebezpieczeństwa tego świata. — Król już nic na to nie odpowiedział, jedynie w pełni odwrócił się bokiem do swojego sługi, oznajmiając, że idzie spać. Merlin z doświadczenia wiedział, że pierwsza warta należy do niego, tak więc przysunął się tylko do ogniska, obrzucając okolicę czujnym spojrzeniem i zatrzymując je na czarnych oczach.
Świetnie, że też został skazany na towarzystwo małomównego bruneta, którego wzrok mroził krew w żyłach. Musiał jakoś ujarzmić brak taktu Artura, bo czuł, że akurat z Sasuke pogrywać się nie powinno. Nie, jeśli chcą wrócić do Camelotu. W jednym kawałku.

***

Merlina przebudziło przeczucie. Silne pulsowanie w skroniach zmusiło go do uniesienia powiek. Ognisko przygasło i jak się mógł spodziewać, Artur, który miał pełnić wartę, spał w najlepsze, najwidoczniej oddając się w ręce, jeszcze nie tak dawno, potencjalnych wrogów.
Dopiero, gdy w pełni się rozbudził zrozumiał, że to nie przeczucie tylko silne źródło magii wyrwało go ze snu. Poderwał się szybko na nogi, próbując jakoś zminimalizować otępiające pulsowanie. Spojrzał w stronę, w którą powiódł go instynkt i ruszył mimowolnie, nie zwracając uwagi na przyglądającego mu się uważnie Naruto.
Las był gęsty. Merlin potykając się o korzenie parł do przodu, ignorując pękające pod jego stopami gałęzie. Czuł teraz wyraźnie źródło magii i chociaż nie wiedział, gdzie się znajduje, to był pewien, że porusza się w dobrym kierunku. Niestety mocne szarpnięcie za chustę, którą przewiązaną miał wokół szyi, sprawiło, że poleciał na plecy, a uderzenie o ziemię pozbawiło go na chwilę powietrza z płuc.
— Co…
— Cicho! — usłyszał koło ucha, gdy minęło zaskoczenie. Spojrzał w bok i ujrzał skupienie na twarzy Naruto, który najpewniej za nim podążył. Ruchem głowy wskazał teraz kierunek, w którym miał spojrzeć.
Merlin wytężył wzrok, próbując przebić się przez mrok. Nawet księżyc był marną pomocą, bo gęste korony drzew prawie nie przepuszczały światła. Jednak dzięki magii widział lepiej, niż inni, dlatego dojrzał w oddali błysk. W ciemnościach doskonale widoczny. Znajdował się na wysokości ich ramion, więc mogli się spodziewać, że ktoś oświetlał sobie drogę.
— Zostań tutaj, sprawdzę to. — Merlin został poinformowany przez Naruto, ale nie pozwolił mu nigdzie odejść.
— Nie wiesz, kto to może być.
— Ale zamierzam się dowiedzieć. — Naruto uśmiechnął się szeroko. — Serio, znam się na tym. Nie ruszaj się stąd. — Po tych słowach skierował się w stronę celu okrężną drogą.
Merlin miał nadzieję, że ten, kto otworzył portal, był zwykłym złodziejem. Może nie do końca, bo ośmielił się włamać do królewskiego skarbca. Jednak wiedział, że złodziejowi są w stanie odebrać przedmiot i wyciągnąć z niego, jak on działa. Byliby w znacznie gorszej sytuacji, gdyby klucz do władania portalami ukradła osoba o magicznych zdolnościach. Na przykład Morgana we własnej osobie.
Młody czarodziej wzdrygnął się na samą myśl i skupił wzrok na przemieszczającym się świetle. Dopóki nie zamigotało i nie znikło mu z pola widzenia. Podniósł się na nogi i pomimo wcześniejszych słów Naruto, ruszył tam, gdzie widział je po raz ostatni.
— Spokojnie — usłyszał głos Naruto, dostrzegając jasną czuprynę, pochylającą się nad jakimś kształtem. — Jest nieprzytomny. — Naruto wstał i podszedł do Merlina. — To pewnie tylko zwykły bandyta.
— Nie, to on. — Merlin spojrzał na leżącego mężczyznę, którego nie rozpoznawał, ale unosząca się w powietrzu magia prawie go obezwładniała. Klęknął przy ciele, zaczynając szukać czegoś, co mogłoby służyć za medium.
— Jesteś pewien? — Naruto podrapał się po karku, przyglądając się chłopakowi, który z zapałem przeszukiwał kieszenie domniemanego złodzieja.
— Jestem… — Merlin natrafił dłonią na nieregularny kształt. Dreszcze przeszły mu po plecach. — …pewien — dokończył, wyciągając coś w rodzaju broszki. Była zrobiona ze złota i wysadzana czarnymi, błyszczącymi kamieniami. Przyglądając im się z bliska, można było zobaczyć w nich własne odbicie. Nigdy wcześniej takich nie widział. Kształtem przypominała trochę…
— Wygląda jak zwykła jaszczurka. — Stwierdzenie przypomniało Merlinowi o obecności Naruto, który teraz zaglądał mu przez ramię.
— Jaszczurka? — zapytał oburzony, prostując się w końcu. — Jak w ogóle możesz mówić tak o… — Merlin w ostatniej chwili się powstrzymał. Cóż, jako ostatniemu Władcy Smoków, zepchnięcie tych niesamowitych istot do tak niskiego poziomu trochę ubliżało. Nie mógł jednak reagować w ten sposób. Co by było, gdyby w pobliżu znajdował się Artur? Pomyślałby zapewne, że ma coś z nimi wspólnego. — …jaszczurkach? Tam skąd pochodzimy, jaszczurki nie są tylko jaszczurkami! — dokończył koślawo, wciąż trzymając dumnie uniesioną głowę. Naruto uniósł ręce w obronnym geście, pozwalając Merlinowi schować przedmiot.
— Trzeba go związać — zdążył powiedzieć Merlin nim łapiąc się za głowę, upadł na kolana. Czuł jak w jego żyłach krew zaczyna krążyć szybciej i nie może złapać oddechu. Naruto dopadł do niego, pytając o coś, ale młody czarodziej nie potrafił zrozumieć jego słów. W każdej komórce swojego ciała czuł potężną magię. Oczy zabłysły mu mimowolnie i jęknął z bólu, czując pieczenie.
I nagle wszystko zniknęło. Naruto odetchnął głęboko z ulgą, trzymając w ręce broszkę. Oparł Merlina o pień drzewa, przyglądając się uważnie jego twarzy. Przez chwilę był naprawdę przerażony tym, co działo się z chłopakiem, a nie miał pojęcia jak mu pomóc. Dopiero kiedy oczy Merlina zaczęły się żarzyć, zauważył blask w jego kieszeni. Niewiele myśląc o tym, czy może stać mu się krzywda, wyciągnął broszkę, która emanowała dziwnym, złotoczerwonym światłem.
— Słyszysz mnie? — zapytał, gdy chłopak uspokoił oddech. — Otwórz oczy i spójrz na mnie. — Złapał jego twarz w dłonie, czując jaka jest rozpalona. Jakby płonął. Z trudem powstrzymał się, by zabrać ręce.
Merlin powoli uniósł powieki, spoglądając na Naruto złotymi tęczówkami.
— Artur… — wystękał z trudem. — Nie może się… dowiedzieć — dodał, po czym stracił przytomność.

***

— Merlin! — Artur poderwał się z miejsca na widok Naruto, niosącego na plecach jego sługę. Już wcześniej obudził go Sasuke, który usłyszał jakieś hałasy.
— Trzeba go ochłodzić — polecił Naruto, kładąc chłopaka na swoje posłanie.
— Co mu się stało? — Młody władca nie tracąc czasu, złapał za bukłak z wodą i klęknął przy Merlinie. Naruto podrapał się w głowę.
— Nie jestem pewien — wydukał, spoglądając na Sasuke. — Zostawiłem klona przy złodzieju jakieś sto metrów na północ, jest nieprzytomny i związany, mógłbyś? — W odpowiedzi otrzymał tylko skinienie głową, po czym Sasuke zniknął w ciemnościach.
— Jak to nie jesteś pewien? — Artur rzucił ze złością w stronę Naruto i położył zmoczoną chustę na czole młodego czarodzieja.
— Złapaliśmy złodzieja, wziął to do ręki i tyle. — Pomijając kwestię dziwnie rozżarzonych oczu Merlina, wyciągnął z kieszeni broszkę. — Dziwne… — dodał, wpatrując się w lśniące, czarne kamienie.
— Co takiego? — zapytał, zabierając mu z rąk przedmiot.
— Że nic mi się nie stało, a przecież miałem go przy sobie przez ten cały czas. — Artur uważnie obejrzał broszkę w świetle ogniska. Dostrzegając na jej odwrocie grawer. Nie rozumiał języka w jakim były wygrawerowane słowa, ale wydawało mu się, że gdzieś już go wcześniej widział. — I mówisz, że tak po prostu stracił przytomność? — zapytał podejrzliwie Artur.
— Wspominałem, że to coś się świeciło?
— Świetnie, mam do czynienia z kolejnym idiotą. — Król Camelotu zwiesił głowę, zatrzymując wzrok na rozpalonej twarzy Merlina.
— Znów ktoś cię rozszyfrował. — Sasuke wracający z bagażem w postaci złodzieja, dorzucił własne zdanie.
— Bardzo… — Naruto przerwał na chwilę, gdy jego klon zniknął, a sam otrzymał zebrane przez niego doświadczenie. — …zabawne — dokończył, uśmiechając się jednak pod nosem, kiedy poczuł przyjemność z pocałunku, którym Sasuke uraczył w lesie jego klona.
— Prawda? — zapytał, niezbyt delikatnie zrzucając nieprzytomnego mężczyznę na ziemię.
— Potrzebujemy medyka — zarządził Artur, gdy do gorączki dołączyły dreszcze. Okrył Merlina kocem, który podał mu Naruto.
— Da się załatwić — dorzucił przy okazji blondyn.
Artur jeszcze raz zerknął na broszkę, w której tańczyły płomienie. Dopadła go świadomość, że jeśli stan Merlina ma związek z jej magicznym działaniem, to medyk zda się tutaj na nic.
Chyba, że będzie wiedział, jak używa się magii.
— Poczekamy aż się obudzi. — Sasuke stopą przewrócił związanego mężczyznę na plecy. — Potem ruszymy do Konohy. — Uchwycił spojrzenie Artura, w którym wyłapał podziękowanie.
— Prześpijcie się jeszcze, obudzę was jak tylko odzyska przytomność.
Młody władca usiadł obok Merlina i oparł się o pień drzewa. Oby znaleźli tam kogoś pokroju Gajusza. Naprawdę nie chciałby stracić swojego sługi, nawet jeśli był najgorszy na świecie.

2 komentarze:

  1. Opowiadanie super, ale miło by było jakbyś dodała Rzeczywistość, bo moim zdaniem to najlepsze opowiadania SasuNaru na necie, także czekamy na dalsze notki Rzeczywistości (a uwierz, jest sporo osób, które na to czekają;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    to opowiadanie zapowiada się bardzo interesująco, ciekawe jak to dalej po prowadzisz, wszystko przeczytało mi się fantastycznie szybko...
    Weny, weny życzę....
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń