Betowała Kuroneko
***
— Sasuke,
to jest Uzumaki Naruto, kuzyn Ino. — Sakura uśmiechnęła się do mnie radośnie,
prawdopodobnie ze względu na to, że tak szybko pojawiłem się u jej boku.
Zazwyczaj jedynie razem przychodziliśmy i wychodziliśmy, gdyż nie miałem czasu,
by jej towarzyszyć. Przede wszystkim jednak nie miałem ochoty. — Naruto, poznaj
mojego narzeczonego, Uchiha Sasuke. — Poczułem na sobie palące spojrzenie i z
trudem utrzymałem uśmiech, odwracając się w stronę osoby, której nie
spodziewałem się ujrzeć ponownie. Nie w tym życiu bynajmniej.
— Miło mi. — Naruto wysunął do
mnie dłoń, doskonale maskując uśmiech zadowolenia. Uścisnąłem ją krótko i z
wahaniem, co chyba tylko blondyn zauważył. Szybko jednak cofnąłem ją z
powrotem, gdy po mojej ręce przeszedł prąd. Nigdy bym nie przypuszczał, że
jeszcze kiedyś będę miał okazję to poczuć. — Świetnie razem wyglądacie, Sakura-chan.
Gdybym miał powiedzieć, że ta
uwaga mnie nie obeszła, skłamałbym. Ucisk w mojej klatce piersiowej jakby
zapulsował, przypominając o sobie. Sakura zarumieniła się na jego słowa, a ja
powstrzymywałem się, by nie zmarszczyć brwi i nie wykrzywić ust w wyrazie
zdegustowania wizją naszej wspólnej przyszłości. Powróciła do mnie ze zdwojoną
siłą obawa, której pozwoliłem się wkraść do mojego wnętrza kilka lat temu,
podczas pobytu w Anglii. Którą skutecznie wyparłem po powrocie do Japonii,
starając wmówić sobie, że tego właśnie chcę. Obawa o to, że nigdy nie będę w
stanie przeżyć życia po swojemu, że moje życie nigdy nie było moje.
Jakby mój ojciec załatwił sobie powtórkę z rozrywki, kierując każdym moim
posunięciem. I choćbym chciał powiedzieć, że to ja decyduję o tym co robię, to
wiem, że nigdy tak nie było. Zawsze spełniałem ambicje ojca, przekonując
siebie, że są one również moimi ambicjami. Ale to nigdy nie było prawdą. I te
kilka tygodni w Anglii boleśnie mi o tym przypomniało.
— Kurde, gdzie udało ci się
wyrwać takiego faceta? — Usłyszałem rozbawiony głos i odwróciłem głowę w stronę
blondyna, lustrującego mnie spojrzeniem, które zaraz przeniósł na Sakurę, wciąż
zarumienioną soczyście. A może to były wypieki spowodowane alkoholem? Zerknąłem
na kieliszek szampana w jej dłoni, był prawie pusty. — Zazdroszczę ci. — Mój wzrok ponownie
powędrował w stronę blondyna, nie kryjąc tym razem zaskoczenia.
— Naruto! — Ino najwidoczniej
również była zaskoczona jego nagłą wypowiedzią, szturchając go lekko w ramię.
— No co? Sakura ma szczęście, że
udało jej się znaleźć takie ciacho! Za takim facetem, to można by na koniec
świata pójść. — Na jego twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech, tym razem
skierowany bez wątpienia do mnie, jakby rzucał mi wyzwanie, które starałem się
z całych sił ignorować. Ino skarciła go wzrokiem, a Haruno zawstydziła, co
próbowała ukryć za uśmiechem. Jej ręka nagle owinęła się wokół mojej, jakby
chcąc udowodnić, że łączy nas coś więcej oprócz pierścionka na jej palcu, który
teraz idealnie wyeksponowała. I przysięgam, że był to pierwszy raz kiedy
zwróciłem na niego uwagę, bo zapomniałem o tym jak wygląda zaraz po założeniu
go na jej palec. Prawdopodobnie musiałem się na niego zagapić, gdyż do
rzeczywistości przywrócił mnie głos Naruto. — Mam jednak nadzieję, że nie okaże się dla
ciebie dupkiem.
Widziałem
wyraźnie, że skierował to głównie do Sakury, ale nie potrafiłem pozbyć się
wrażenia, że te słowa zostały wypowiedziane do mnie. I chyba miałem rację, bo
gdy nasze spojrzenia ponownie się spotkały, wszystkie przemilczane pytania
przewijały się w jego oczach, sprawiając, że odwróciłem wzrok. Jednak nie na
długo, gdy kątem oka zobaczyłem coś błyszczącego.
— Nie wiedziałam, że jesteś
żonaty, Naruto. — Sakura złapała jego dłoń, oglądając z zainteresowaniem
obrączkę na jego palcu.
— Prawdę mówiąc, to ja też nie — odparł
bez cienia zażenowania w głosie, zerkając na mnie w między czasie. Doskonale
zdawałem sobie sprawę z tego, że mówi prawdę. — Ma na celu odstraszenie potencjalnego
zagrożenia, w postaci samotnych pań, czyhających na me życie, by przy
najbliższej okazji zrobić ze mnie niewolnika — powiedział teatralnym tonem,
machając dłonią jakby chciał odpędzić natrętną muchę.
— Jest niezwykła — skomentowała
Sakura z zachwytem.
— Prawda? — zapytał z delikatnym
uśmiechem, poświęcając się obserwacji, jakby także widział ją po raz pierwszy.
Zanim zdążyłem pomyśleć, moje usta opuściło pytanie.
— Dlaczego ją nosisz? — Z pozoru
to pytanie nie miało najmniejszego znaczenia. W oczach Ino i Sakury, mogło
wyrażać moje zainteresowanie tematem. Jednak dla niebieskich tęczówek, które
wpatrywały się we mnie tak intensywnie, że tylko ja byłem w stanie poczuć jakby
wszystko wokół nas znikło, miało.
— Żeby nie zapomnieć. — Wypowiedź
była absurdalna i nasuwała kolejne pytania, które dziewczyny chciały zadać. Ja
znaczenie tej odpowiedzi poczułem całym sobą.
***
Zająłem
jedno z wielu wolnych miejsc na sali, z ulgą odnotowując, że zdążyłem na czas.
Większość studentów usadowiła się w ostatnich rzędach, więc bez problemu mogłem
usiąść w jednym z pierwszych. Zawsze zastanawiało mnie, czy oni cokolwiek tam z
tyłu słyszą. Nigdy nie czułem potrzeby, by chować się przed wzrokiem
wykładowcy, dlatego też nie miałem okazji sprawdzić czy wyniósłbym cokolwiek z
wykładu siedząc na drugim końcu sali. Zignorowałem zupełnie spojrzenia i
szepty, które głównie pochodziły od dziewcząt i skupiłem się na obserwacji
wykładowcy, który właśnie się pojawił. Mężczyzna był młody i nawet przystojny,
co wywołało u mnie wewnętrzny podziw, gdyż większość wykładowców przekraczała
pięćdziesiątkę. Miał brązowe włosy związane w kucyk i przyjemny uśmiech,
sięgający piwnych oczu. Dopiero teraz
zwróciłem uwagę, że wszelkie szepty ustały, co musiało oznaczać, że
niekoniecznie jest tak miły, na jakiego wygląda. Może po prostu był lubiany
wśród studentów i w ten sposób to okazywali? Zdecydowałem się podpiąć go pod tę
drugą kategorię już chwilę później.
— Naruto? Jak ty wyglądasz! — Jego
zmartwiony głos zmusił mnie do spojrzenia w prawo, gdzie przed momentem było
słychać huk oznaczający niezbyt dyskretne wejście. Nie mogę powiedzieć, że nie
byłem zdziwiony widokiem przemoczonego blondyna, którego niespokojny oddech
wskazywał na to, że prawdopodobnie biegł. Łapiąc powietrze głęboko w płuca,
pochylił się do przodu i oparł dłonie na kolanach, by nieco uspokoić swój
oddech. Już po chwili uniósł głowę z szerokim uśmiechem na ustach i gdybym nie
wiedział co się wcześniej wydarzyło, pomyślałbym, że miał bardzo udany poranek.
— Sorry, Psorze — odparł
drapiąc się w głowę, pozwalając by kilka kropel spadło z jego włosów na
podłogę. — Przysięgam, że byłbym na czas, gdyby jakiś palant nie postanowił
mnie rozjechać na przejściu dla pieszych! — wyjaśnił szybko, wprawiając
wykładowcę w lekkie osłupienie.
— Naruto, twoje wymówki są coraz
bardziej absurdalne. — Mężczyzna najwyraźniej nie uwierzył, co musiało dowodzić
temu, że chłopak spóźniał się notorycznie.
— Nie wierzysz mi?! — Po dłuższym
zastanowieniu, uznałem, że ma całkiem irytujący głos, jednak przyglądałem się
uważnie całej scenie. Naprawdę miałem niezły ubaw. Gdybym powiedział, że po raz
pierwszy w życiu, nie skłamałbym. — Mogę
ci pokazać mój rower jako dowód! — Chłopak spojrzał wyzywająco w oczy
wykładowcy i mógłbym przysiąc, że coś sobie przypomniał, bo szybko zakrył usta
dłonią i wydał z siebie nerwowy śmiech.
— Chcesz powiedzieć, że znowu jechałeś
w taką pogodę na rowerze? — Delikatne rysy wykładowcy wydały mi się w tym
momencie trochę przerażające i mimo
tego, że cała sytuacja była dla mnie nieco zabawna, nie miałbym odwagi się
teraz zaśmiać. — Czy przypomnieć ci
o twojej ostatniej obietnicy?
— Nie żebym teraz nie mógł jej
dotrzymać... — Blondyn odparł nerwowo i nadął się jak dziecko. — Teraz mój rower się do niczego nie nadaje,
więc nie masz o co się martwić Iruka.
Nie wiem czy to ja, czy
mężczyzna był bardziej zdziwiony tym, że chłopak zwrócił się do niego po
imieniu. Ale nim szatyn zdążył odpowiedzieć, Naruto szybko minął kilka
pierwszych rzędów i usiadł na jednym z
wolnych miejsc, które prawdopodobnie zajął dla niego jego przyjaciel.
— Odsuń się ode mnie, jesteś cały
mokry! — warknął niezwykle uprzejmie jak na przyjaciela, więc zacząłem
wątpić w swoje umiejętności wyciągania wniosków. — Nie mogłeś się przebrać,
czy coś?
— Och, oczywiście Kiba. Przecież
miałem mnóstwo czasu pomiędzy zbieraniem się z brudnego asfaltu, a dotarciem na
wykłady. — Nie mogłem dojrzeć jego miny, bo siedział kilka rzędów za mną,
ale wyraźnie słychać było w jego głosie ironię. — Myślę, że zdążyłbym jeszcze wypić po drodze
kawę — prychnął i chyba skupił się na wykładach, bo nie usłyszałem już nic
więcej. Idąc w jego ślady, również skoncentrowałem się na dzisiejszych
zajęciach.
Stojąc później w dobrze
oświetlonym pomieszczeniu, raz jeszcze zadałem sobie pytanie, dlaczego tu
jestem? Najlepszym argumentem okazało się wzięcie odpowiedzialności za to, co stało się rano. Właśnie dlatego ponownie
zajrzałem do reklamówki, upewniając się, czy aby na pewno mój kierowca
przywiózł to, o co go prosiłem. W siatce znajdował się jeden z moich dresów
oraz papierowa torba z opatrunkami i czymś do odkażania ran.
Do czego było mi to potrzebne?
Jak już mówiłem wcześniej, czułem się zobowiązany, więc gdy tylko po wykładach
zauważyłem na nogawce blondyna czerwoną plamę, która zdecydowanie powstała od
krwi, zadzwoniłem do kierowcy, by przywiózł mi wszystko, czego potrzebowałem.
Chłopak najwyraźniej się nie zorientował, że coś mu się stało w łydkę, bo szedł
z głupim uśmiechem wraz z szatynem, który prawdopodobnie był Kibą, w stronę
wyjścia.
Dres? No cóż, nie wydaje mi
się, aby dobrym pomysłem było zakładanie opatrunku pod mokre, brudne spodnie.
Chociaż nie miałem pewności, czy nie było to tylko zadrapanie, gdyż w nogawce
nie było żadnej dziury.
Blondyn wydawał się być
całkiem popularny, bo gdy tylko podszedłem do jednej z dziewczyn śliniących się
na mój widok, bez problemu uzyskałem kilka informacji. Między innymi taką, że
ma teraz dwugodzinne okienko, i prawdopodobnie przesiedzi je w bibliotece. Po
ekscytacji z jaką dziewczyna mi o tym opowiadała i tym, że dołączyły do niej
dwie inne równie podekscytowane, mogłem przypuszczać, że chłopak posiada na uczelni swego rodzaju fan klub.
Znałem to z własnego doświadczenia.
Miałem mnóstwo fanek na mojej uczelni, więc nic dziwnego, że Naruto wybrał
bibliotekę, w której obowiązywał spokój i
zachowanie ciszy.
— Ty! — skrzywiłem się, gdy
chłopak krzyknął i skierował w moją stronę oskarżycielski palec, po tym jak
położyłem mu reklamówkę na książce, uniemożliwiając dalszą naukę.
— Uspokój się, to biblioteka, a
nie plac zabaw — powiedziałem, rozglądając się na boki. Blondyn z pewnością
potrafił na siebie ściągnąć uwagę. Chyba łażenie w przemoczonym ubraniu mu nie
wystarczało, musiał jeszcze wrzeszczeć. Spojrzał na mnie podejrzliwie, łapiąc
ostrożnie brzeg siatki, jakby miała zaraz eksplodować. Dajcie spokój.
— Co to jest? — Chyba nie
sądził, że będę wyjaśniał oczywiste, więc tylko spojrzałem na niego z
politowaniem i uniosłem brew. — Po
co mi to? — To chyba jednak powinienem wyjaśnić.
— Doszedłem do wniosku, że pogrzeb byłby zbyt
kosztowny, więc postanowiłem kupić coś, czym mógłbyś sobie opatrzyć ranę na
łydce. — Jego zdezorientowany wzrok upewnił mnie w przekonaniu, że nie miał
zielonego pojęcia o tym, że istnieje jakakolwiek rana. Szybko podwinął prawą
nogawkę, po czym to samo zrobił z lewą, na której widniała spora plama.
Przyznam szczerze, że nie wyglądało mi to na zadrapanie. Prawdopodobnie musiał
przy upadku rozciąć sobie nogę jakąś częścią od roweru.
— Chcesz się wkupić w moje łaski?
— prychnął, spoglądając na mnie z bezczelnym uśmiechem.
— Nie pochlebiaj sobie, po prostu
czuję się zobowiązany. — Dokładnie tak, przynajmniej to próbowałem sobie
wmawiać. Wcale nie chodziło o to, że mnie zaintrygował. Prawda?
— Niech będzie, a po co ten dres?
— Nie wiem co go tak rozbawiło, ale poczułem ulgę, gdy jego głos opuściła
pogarda. Właśnie, po co miał być ten dres?
— Próbowałem postawić się w
twojej sytuacji i uznałem za nieprzyjemne siedzenie w mokrych ubraniach do
końca dnia. Nie mówiąc już o tym, że można złapać przeziębienie — odparłem
bez mrugnięcia okiem, używając wszystkich sztuczek, których się nauczyłem, by
zachować kamienną twarz. Nie wiem dlaczego wydało mi się to w tym momencie aż
takie trudne. Oczekiwałem jednak reakcji.
— Martwisz się o moje zdrowie? — Pokiwał
głową, wstając i wyciągając z siatki bluzę przy czym szeroko się uśmiechnął.
Gdyby nie moja umiejętność udawania posągu, zapewne bym się zarumienił.
Najgorsze było to, że nie wiedziałem czy z powodu uśmiechu jaki mi posłał, czy
też spojrzenia, w którym kryło się pewne wyzwanie.
— Mówiłem już, pogrzeb byłby zbyt
kosztowny. — Przez chwilę wpatrywał się we mnie jakby z namysłem, po czym rzucił bezpośrednio.
— To jak, pomożesz mi z opatrunkiem? — Ignorując
zupełnie moje zdziwienie, zebrał swoje rzeczy wraz z reklamówką i ruszył w
stronę wyjścia z biblioteki. Widząc, że stoję w miejscu, odwrócił głowę i
rzucając kolejny uśmiech, nakazał gestem dłoni bym szedł za nim. Wyglądał jakby
o wszystkim co stało się wcześniej zapomniał i jego propozycja wcale nie
zabrzmiała dwuznacznie.
Pamiętacie, gdy wcześniej
wspominałem, że nie biegałem za spódniczkami? To prawda, że nie miałem na to
czasu, ale inny powód był taki, że wolałem spodenki. Nic więc dziwnego, że
odebrałem jego propozycję niejednoznacznie. Poza tym, nie miałem powodów, by
uważać go za nieatrakcyjnego. Chłopak miał blond włosy kontrastujące z opaloną
skórą, ciepły, szeroki uśmiech i
naprawdę przyciągające, niebieskie spojrzenie. Był moim kompletnym
przeciwieństwem. I być może wcześniejsze wyzwanie, które dostrzegłem w jego
oczach sprawiło, że poszedłem za nim bez zastanowienia..
***
Musiałem się stamtąd jak
najszybciej ewakuować. Przeprosiłem Sakurę, która znów bez pytania mnie
pożegnała i ruszyłem w stronę wyjścia. Potrzebowałem miejsca, w którym mógłbym
uporządkować wszystkie myśli, by nie zwaliły się na mnie całym swoim ciężarem.
Nie wiem czy byłem na to gotów, a może po prostu bałem się konsekwencji?
Czułem na plecach spojrzenie
niebieskich oczu i chciałem jak najszybciej zniknąć z jego pola widzenia. Ogród
na dachu był idealnym miejscem, by zaszyć się w jednej z alejek i do końca
wieczoru udawać, że to jest tylko sen. Czy pragnąłem się z niego obudzić? Co do
tego, nie miałem stuprocentowej pewności.
Snuję się po necie i nie wiem, co ze sobą zrobić. Tu zaglądam - nic, tam zaglądam - nic. I dalej się snuję, aż w końcu trafiam :D
OdpowiedzUsuńDawkujesz nam powoli trochę przeszłości i teraźniejszości. Wszystko pięknie przeplecione i pobudzające ogromną ciekawość.
Spotkanie naszych chłopców bardzo interesujące. Ależ Ino długo ukrywała kuzyna, bo odniosłam wrażenie, że Ino znają dobrze. A z rozmowy wynika, że to Uchiha nawiał i zapewne zerwał kontakty. Widać, że ten Londyn był odskocznią w jego życiu. Jakby innym życiu. Potem powrót do szarej rzeczywistości, do ojca i stałych obowiązków względem rodziny. Ale teraz przeszłość wraca w postaci naszego blondyna i trzeba się zmierzyć.
Podobała mi się dwuznaczna wymiana zdań. Oni się zrozumieli, a dziewczyny nie zorientowały się o co kaman ;) I obrączka ^^ Proszę, proszę. Jakiś gift od Saska? ^^
Ciekawość mnie po prostu zeżre ;)
Pozostaje życzyć wena.
Ściskam mocno :*
Daimon
Bardzo fajnie rozłożona akcja, niektórzy robią to tak, że się gubię, ale u cb wszystko jest na swoim miejscu, przemyslanym, jak mniemam. Pozostaje mi tylko czekać na ciag dalszy flashbacku, chociaż mój kochany móżdzek podpowiada mi co może się tam stać :) co jeszcze bardziej motywuje mnie do sprawdzania twojego bloga codziennie haha pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział...zapowiada się coraz ciekawej. Czekam już na następny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCloud
Opowiadanie fantastyczne i wspaniale się je czyta, ale ja i tak tęsknię za "modą na sukces" czyli "rzeczywistością..." Mam nadzieję, że nie zapomnisz o tym opowiadaniu. I wielkie uznanie za tak szybką drugą część one shotea...
OdpowiedzUsuńmaxiii
Ale ze mnie pieprzony ignorant, teraz sobie zdałam sprawę, że nie skomentowałam x) Powtórzę się, że bardzo podoba mi się ten pomysł. W pierwszym rozdziale większośc myśli wykradła mi Daimon i automatycznie odebrało mi to wenę na komentarz. Teraz powiem tylko, że cholernie podoba mi się Naruto, no normalnie kocham to, jak Go tutaj przedstawiasz. Obśliniona jestem po pas ;D Za każdym razem jak czytam o Naruto to mi się morda cieszy. Fragment ze "stłuczką" świetny, zwłaszcza stłuczka Saska z rzeczywistością. Cholernie podobało mi się to, co powiedział Saskowi Naruto, tak to z pieniędzmi. Szczerze? Pisałaś, że to chyba będzie coś krótszego, ale ja jednak mam cichutką nadzieję gdzieś tam w środeczku, że troche dłuższe Ci to jednak wyjdzie. Motyw z obrączką w drugim rozdziale mistrzowski : ) Uwielbiam takie małę smaczki, niby takie nic, a jednak ma w sobie magię. Zdecydowanie zaliczam ten moment do osobistych perełek SasuNaru. Życzę weny całego wora kochana :*
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno,
~`Kuroneko
Czyli jednak coś tam w tym Londynie się wydarzyło.
OdpowiedzUsuńTylko o ile niby miało swoje zakończenie, to tak naprawdę wcale tak nie jest/nie było.
Takie sprawy zbyt szybko nie ulegają przedawnieniu, końcowi. Sasuke uciekł prawda? Mam wrażenie, że pewnego dnia się po prostu nie pojawił i tyle.
A może Naru go odnalazł i teraz chce się odegrać.
Same znaki zapytania mi wychodzą jak tak się nad tym wszystkim zastanawiam.
Podoba mi się to co powstaje. Mam nadzieję, że do samego końca będzie nad czym się zastanawiać. Przeplatanie się przeszłości z teraźniejszością dodaje tylko uroku i...więcej znaków zapytania.
Pozdrawiam i czekam na więcej.
xDD
aaaaaaa i tak....ogród na dachu...ktoś(*Naruto*) go tam znajdzie? *ciekawi się*
Coś tam skrobnę, bo coś dzisiaj żem jest nie w sosie.
OdpowiedzUsuńGdybym była, zapewne jakoś pięknie i twórczo ujęłabym to, jak bardzo mi się ten one shot podoba, a przynajmniej to, co do tej pory doczytałam :d . A tak pizda rama ^^
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, wspaniale przeplatasz przeszłość i teraźniejszość czyżby ta obrączka to jakaś obietnica Sasuke, Sasuke musi zmierzyć się z przeszłością...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie