wtorek, 2 sierpnia 2011

For you - 1/5

Ekhmm...więc, nie jest to kolejny epizod mojego jak-moda-na-sukces opowiadania. Jest to one shot, który nie jest one shotem, bo pewnie cały by się nie zmieścił w jednym poście (nie to, że jest już skończony). Będzie miał kilka rozdziałów, zależy od tego jak je podzielę. Wiem co chcę w nim umieścić, ale nie wiem ile mi to zajmie.
Inspiracją do napisania go była piosenka, którą ostatnio tłumaczyłam. Jeżeli ktoś będzie chciał wiedzieć o czym ona jest, to link do tłumaczenia znajdziecie TUTAJ
Nie przedłużając. Za błędy przepraszam, bety nie posiadam, więc pewnie jest ich pełno

.***

— Kochanie, może dotrzymasz towarzystwa Ino? — zasugerowałem delikatnie.
Nigdy nie musiałem się jej tłumaczyć, więc miałem pewność, że z uśmiechem na ustach pożegna mnie dyskretnym pocałunkiem w policzek i jej czerwona sukienka zniknie wśród wielu innych kolorów, goszczących dzisiaj na sali bankietowej.
Haruno Sakura nigdy nie pytała o powód. Nie ważne o co bym poprosił, wszystko robiła z uśmiechem na ustach. Prawdopodobnie, gdybym tylko zażądał, skoczyła by z okna nie prosząc o wyjaśnienia.
Nie wiem czy miało dla niej jakiekolwiek znaczenie to, że nasze narzeczeństwo nie opiera się na miłości. Przynajmniej nie z mojej strony. Nie chciałem znać odpowiedzi na to pytanie, zapewne dlatego, by nie czuć się winnym ewentualnym przykrościom, które jej sprawiałem. Chociaż poczucie winy było jednym z tych uczuć, które nie odwiedziły mnie od bardzo dawna.

Sakura, tak jak jej matka, miały być żonami idealnymi i tak bardzo jak nienawidziłem uległości, tak mój ojciec uznał ją za pozycję obowiązkową na liście cech mojej przyszłej małżonki. Nienawidziłem jej tak bardzo, jak byłem uległy wobec mojego ojca. Dlatego bez słowa sprzeciwu zgodziłem się na wybraną dla mnie narzeczoną, którą była zielonooka Haruno. Nie miałem też powodów, by się nie zgodzić. Była to dobra transakcja, zwłaszcza dla kieszeni mojego ojca.
Wprawdzie uległość Saukry wobec mnie nie oznaczała tego samego wobec innych. Nie była kobietą, która beze mnie by zginęła. Bazując na opinii innych ludzi, nie tylko była śliczna, ale także inteligentna, tym bardziej dziwiłem się brakowi protestów z jej strony.
Być może w naszym związku istniała jednak miłość, którą to ona mnie darzyła?
Jeżeli miałbym się o to martwić, to przyjdzie na to czas później. Dużo później.
Rozejrzałem się po sali, nie pozostając obojętnym na toczącą się rozmowę, która tak jak wiele innych dzisiejszego wieczora, mogłaby mieć znaczenie dla przyszłości przedsiębiorstwa. Wiedziałem, że pomimo wszystko rozmówcy trzeba okazać szacunek, nawet jeśli było się myślami gdzieś indziej. Kiwałem więc co jakiś czas głową, by sprawić wrażenie zasłuchanego w propozycję, którą mi przedstawiano, po czym z uśmiechem przeprosiłem towarzystwo, używając wymówki, która nigdy nie zawodziła, a wywoływała tylko pełne nadziei uśmiechy na twarzach.
— Myślę, że pańska propozycja będzie pierwszą, którą przedstawię mojemu ojcu. — Uśmiechnąłem się oszczędnie, nie dając po sobie poznać, że została ona przekreślona już na wstępie. Może i mój ojciec zatwierdzał wszelkie projekty, co nie oznaczało, że sam nie potrafiłem osądzić, który wziąć pod uwagę. Z tak mało wpływową firmą nie chcieliśmy mieć nic wspólnego, dlatego z góry skreśliłem plan, który został mi w skrócie opisany. Nie wypadało jednak się z tym afiszować, a o tym wiedziałem doskonale. — A teraz panowie wybaczą.
Od najmłodszych lat, praktycznie od zawsze uczęszczałem na prywatne lekcje. Czy to były zasady etykiety, które wpajano mi od dziecka, kendo, które trenowałem wkładając w to swój cały wysiłek, czy też sztuka układania kwiatów, która była zarezerwowana głównie dla dziewcząt, a którą moja mama postanowiła wpisać mi w grafik. Im starszy byłem, tym więcej zajęć miałem, a moim czasem wolnym stał się sen. Wszystko po to, by zadowolić ojca, a to nie było łatwym wyzwaniem.
Nie biegałem za spódniczkami tak jak moi rówieśnicy, nie grałem w piłkę lub baseball, a moje kontakty z innymi dzieciakami, miały raczej na celu zapoznanie się z przyszłą konkurencją. Poza tym nie można było powiedzieć, że byłem duszą towarzystwa. W prywatnej szkole, za którą ojciec płacił fortunę, nie mogłem pozwolić sobie na błędy więc łatwiej było izolować się od innych niż pozwalać się do sobie zbliżyć. Nie to, żebym był chętny, oczywiście.
Większość dzieciaków była rozpieszczona przez rodziców i durna do tego stopnia, że prawdopodobnie ukończyć szkołę udało im się tylko dzięki łapówkom, które nie były w tej szkole rzadkim zjawiskiem.
Sytuacja była identyczna w każdej innej i chyba tylko w średniej udało mi się zaprzyjaźnić, jeśli można przyjacielem nazwać osobę, której ufa się na tyle, by przyjmować od niej porady biznesowe.
Hyuuga Neji również nie był kimś, kto marnował swój czas. Można powiedzieć, że był podobny do mnie, dlatego po ukończeniu szkoły średniej przedstawiłem ojcu propozycję współpracy z rodziną Hyuuga. W końcu nie często spotyka się kogoś, komu w biznesie można zaufać. A może po prostu nie chciałem podświadomie uznać go za przyjaciela, którym dla mnie był, więc uplasowałem go na pozycji wspólnika.
Z miną wyrażającą ubolewanie nad końcem zabierającej mój cenny czas rozmowy, odwróciłem się i ruszyłem w stronę bufetu, który przeważnie oblegały głowy wielkich korporacji, nie mające czasu na to, by zgubić wyhodowany na tego typy imprezach, brzuch. Zazwyczaj jeszcze dopieszczany piwem, które miało dawać namiastkę normalnego życia podczas sobotnich wieczorów, poświęcanych na partyjkę pokera, stanowiącego o ich statusie społecznym.
Już z daleka zobaczyłem długie, czarne włosy, które uwiązane były w niski kucyk. Podchodząc bliżej nie dało się nie zauważyć szlachetnego profilu i uprzejmego uśmiechu, który towarzyszył rozmowie. Z lewej strony stała brunetka w długiej, kremowej sukni, ozdabianej delikatnym kwiatowym wzorem, wyszywanym połyskującą, złotą nicią. Na jej twarzy gościł rumieniec, a częste zakrywanie dłonią ust świadczyło o tym, że jest zawstydzona.
Podchodząc bliżej, położyłem dłoń na plecach mojego wspólnika, informując go o swojej obecności. Nie tracąc czasu przedstawił mnie człowiekowi zarządzającemu firmą, z którą chcieliśmy rozpocząć współpracę, a która dyskretnie nam się opierała.
Uśmiechnąłem się, ściskając dłoń siwowłosemu mężczyźnie, który jak większość, obdarzony był lekką nadwagą. Rozmowę rozpocząłem natychmiast przechodząc do rzeczy, bo nie byłem człowiekiem, który marnował czas na podlizywanie się, wypytując o zdrowie żony i dzieci. Może i byli ważną dla nas transakcją, ale nie na tyle, bym zmieniał dla niej swoje zasady.
Bez problemu wychwyciłem, że Neji przedstawił im warunki współpracy i byłem bardzo zadowolony, gdy okazało się, że zgodzili się spotkać w celu omówienia szczegółów. Mogę się założyć, że wielką rolę odegrało tutaj niewinne spojrzenie jego młodszej kuzynki, która opuściła nasze towarzystwo jakiś czas temu.
Nie chcąc sprawić wrażenia natarczywego, zakończyliśmy rozmowę, oddalając się w stronę wyjścia na taras, przed którym Neji się ze mną pożegnał. Nie było to dla mnie niespodzianką, doskonale zdawałem sobie sprawę, że jest dzisiejszego wieczora odpowiedzialny za pewną kobietę w kremowej sukni.
Niektórym ludziom mogło się wydawać, że moje życie jest pełne wrażeń. Nic bardziej mylnego. Moje całe życie było zaplanowane co do minuty. Wśród tych wszystkich zajęć, którymi obarczyli mnie rodzice, nauki, spotkań biznesowych, nie było czasu na przypadki.
Oprócz jednego, który miał miejsce na studiach, a którego prawdopodobnie nigdy nie zapomnę. I który stał właśnie za oszklonymi drzwiami, prowadzącymi na taras.
Postąpiłem krok do przodu, marszcząc brwi i przyglądając się uważnie. Nie było mowy o pomyłce. Uświadomienie sobie tego zajęło mi chwilę i zaparło dech w piersi.

***

Anglia nigdy mi się nie podobała. Może i Londyn był pięknym miastem, ale przy takiej pogodzie nie miało się ochoty na zwiedzanie. Na cokolwiek zresztą. Deszcz lał nieprzerwanie od tygodnia, w żaden sposób nie próbując umilić mi tutaj pobytu.
Co prawda powodem, dla którego tu przyjechałem, nie było zwiedzanie. Jako jeden z najlepszych na mojej uczelni, miałem okazję wyjechać do Anglii w ramach wymiany studenckiej. Mój ojciec postarał się również o to, bym nie musiał mieszkać w akademiku, oddając mi do dyspozycji całkiem przystępny apartament. Jedyną wadą był dojazd, który przez trwającą ulewę zawsze się przedłużał.
Przez ten tydzień zdałem sobie sprawę, że nawet gdybym chciał, nic nie zobaczę przez szybę samochodu, który codziennie zawoził mnie na uczelnie. Dlatego popijając kawę, zająłem się tym w czym byłem najlepszy. Powtarzaniem materiału. Gdybym wiedział, że chwilę później poparzę się kawą, nigdy bym jej nie kupił. Więc, gdy tylko gorący płyn wylądował na mojej koszuli pod wpływem mocnego szarpnięcia, syknąłem głośno, a z moich ust wydobyło się przekleństwo, dziwiąc mnie samego. W końcu nigdy nie miałem powodu, by przeklinać, co wkrótce miało także ulec zmianie.
Wściekły, rzuciłem spojrzenie w stronę kierowcy, który mnie tylko przeprosił i wysiadł szybko, nie kłopocząc się o parasol. Deszcz uniemożliwiał rozeznanie się w sytuacji i pozostało mi tylko czekać. Moje czekanie skończyło się jednak w momencie, gdy usłyszałem niewyraźną wymianę zdań, zdecydowanie przypominającą kłótnię.
Zabierając parasol, wysiadłem powoli z samochodu, uważając na kałuże. Brakowało mi jeszcze tego, by przez resztę dnia pływać w butach. Moją uwagę przykuł rower leżący na asfalcie i stojący obok niego, całkowicie przemoknięty mężczyzna. Nie to, żeby mój kierowca był suchy, ale kto w taką pogodę jeździ rowerem?
Mężczyzna nie mógł mnie zobaczyć, gdyż stał do mnie plecami i żywo gestykulując, kłócił się z moim szoferem. Prawdopodobnie był blondynem, bo jego włosy były dość jasne, nawet gdy były mokre. Przyjrzałem mu się uważniej, dostrzegając porozrzucane notatki, które najprawdopodobniej wypadły z otwartej torby, przerzuconej przez jego ramię. Najwyraźniej ich właściciel tego nie zauważył. Schyliłem się, by podnieść te leżące najbliżej mnie, ale pod wpływem wody rozdarły mi się w palcach, a tusz na nich się rozmazał.
— Kto kazał panu wyjeżdżać na jezdnię? — Usłyszałem poirytowany głos mojego kierowcy.
— Słucham? — Zaskoczenia, które pobrzmiewało w głosie mężczyzny nie można było przeoczyć. — Miałem zielone światło! Jeżeli jesteś ślepy to powinni ci zabrać prawo jazdy, bo ktoś może na tym ucierpieć!
— Powinien pan wiedzieć, że przez pasy się na rowerze nie przejeżdża — odparł pewnie mój szofer.
— A ty powinieneś wiedzieć, że na czerwonym trzeba stanąć, kretynie! — Wypowiedź sprawiła, że podniosłem głowę rozbawiony, przyglądając się reakcji mojego kierowcy. Z pewnością nie był zadowolony z nowo pozyskanego przydomku, bo jego brwi były zmarszczone gniewnie.
— Słuchaj smarkaczu, przestań dramatyzować i zjeżdżaj, nie mam dla ciebie czasu — warknął nieprzyjemnie w stronę blondyna, na co zmarszczyłem brwi. Co prawda kierowca mógł mieć ze czterdziestkę, ale nie oznaczało to, że ze względu na wiek, mógł ‘smarkacza’ ignorować. Ja, z drugiej strony, zastanawiałem się, ile ‘smarkacz’ może mieć lat, bo od tyłu wyglądał co najmniej, jakby ukończył dwadzieścia.
— Gdybyś nie zniszczył mi roweru, nie marnował bym swojego cennego czasu na rozmowę z takim starym prykiem jak ty! — Chłopak definitywnie z wyzwiskami radził sobie lepiej ode mnie, a trudno mnie było w czymkolwiek przewyższyć. Powinienem mu pogratulować, ale kto chciałby wiedzieć, że wygrywa w tak prymitywnej dziedzinie.
Zerkając na zegarek stwierdziłem, że nie mogę marnować więcej czasu i postanowiłem wtrącić się w rozmowę. Nie chciałem się spóźnić na wykłady, tym bardziej, że dzisiaj miałem pierwsze zajęcia z programowania. Kto by chciał się na dzień dobry narażać wykładowcy?
— Proszę wybaczyć — powiedziałem uprzejmie, tak jak zawsze mnie uczono. Do takich sytuacji należało podchodzić z dystansem i bez nerwów. Chociaż chłopak bardziej mnie rozbawił niż zdenerwował. Jego głowa odwróciła się szybko w moją stronę i spojrzały na mnie wściekle, niebieskie tęczówki. Do twarzy przylepiły mu się kosmyki włosów, a krople po niej spływające skapywały z brody na ziemię.
— Cholera jasna! — Blondyn szybko stracił mną zainteresowanie, dostrzegając porozrzucane wokół kartki. Nie tracąc chwili próbował je pozbierać, jednak tak jak wcześniej u mnie, rozpadały mu się w dłoniach, więc szybko dał sobie z nimi spokój. Wyprostował się i zamknął torbę, upewniając wcześniej, że nic więcej mu z niej nie zginęło. Doprawdy, jego roztrzepanie było całkiem intrygujące. Jednak nie mogłem dłużej stać na deszczu i czekać aż wykłady przelecą mi przed nosem.
— Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie rekompensata z mojej strony, gdyby podał mi pan numer swojego konta, należność za rower wpłynęłaby jeszcze dzisiaj. — Uśmiechnąłem się przyjaźnie i kątem oka mogłem zauważyć jak mój kierowca wzdycha z ulgą. Niebieskie tęczówki chłopaka, który mógłby być w moim wieku, spojrzały na mnie ponownie, ani na chwilę nie tracąc ze swojej wrogości. Chłopak skrzyżował ręce na piersi i prychnął z pogardą.
— No tak, czego innego mogłem się spodziewać jak nie bogatego paniczyka, który myśli, że pieniądze wszystko załatwią? — Cała jego postawa krzyczała, że jest uprzedzony do ludzi mojego pokroju i gdyby nie to, że było to pytanie retoryczne, przez sposób w jaki na mnie spoglądał, mógłbym uznać, że kierował je do mnie. Postanowiłem jednak nie rezygnować z mojego ‘uprzejmego’ uśmiechu.
— Proszę mnie tak szybko nie osądzać — odpowiedziałem, utrzymując z chłopakiem kontakt wzrokowy. — Uważam, że powinienem wziąć odpowiedzialność za zniszczenia, wysunięcie tej propozycji, było całkiem naturalnym odruchem z mojej strony. — Nie wiem co śmiesznego było w tym co powiedziałem, ale chłopaka zdecydowanie to rozbawiło, dlatego na moją twarz wstąpiło zdziwienie.
— Naturalnym odruchem? — zadał pytanie, próbując złapać oddech. Przez chwilę zastanawiałem się, czy deszcz nie wypłukał mu resztek rozumu. — Naturalnym odruchem byłoby pytanie o to, czy nic mi nie jest, a nie ile jesteś mi winien za rower. Gdybym leżał nieprzytomny, to chciałbyś wiedzieć czy przeżyję, czy ile zapłacić za pogrzeb? — Jego głosu nie opuściła pogarda, której nawet nie starał się ukryć. Wręcz przeciwnie, chyba chciał ją pokazać. Nim zdążyłem się odezwać, blondyn schylił się po rower i znów zwrócił się do mnie. — Nie chcę twoich pieniędzy, bogaty dupku, wydaj je lepiej na nową koszulę!
Stałem tak chwilę zszokowany jego słowami, gdyż zupełnie zapomniałem o plamie po kawie, która na szczęście była na tyle nisko, że mogłem ją ukryć za zapiętą marynarką. Gdy się otrząsnąłem, blondyn znikał za rogiem, a za mną rozległy się dźwięki klaksonu. Cóż, zupełnie zapomniałem, że zatrzymaliśmy ruch na dobre pięć minut, które wydawały się znacznie dłuższe. Wsiadłem szybko do samochodu, ignorując kierowcę, który szybko poszedł w moje ślady.
— Proszę wybaczyć, panie Uchiha, niektórzy ludzie nie potrafią–
— Prowadź — przerwałem mu, nie mając zamiaru słuchać jego osądów, zwłaszcza, gdy wina leżała po jego stronie. Chyba będę się musiał zastanowić nad zmianą kierowcy, w końcu gdyby to był drugi samochód, mógłby narazić moje życie.
Zaśmiałem się pod nosem na obelgi, którymi rzucał blondyn. Z pewnością najpierw mówił, potem myślał. Na chwilę nawet zapomniałem o wykładach i o plamie na koszuli. A mnie bardzo trudno oderwać od rzeczywistości. Zapiąłem marynarkę, gdy tylko podjechaliśmy pod budynek uczelni. Deszcz nieco zelżał i gdy tylko wysiadłem, nakazałem szoferowi wracać do domu. Ruszyłem w stronę wejścia z lekkim uśmiechem na ustach. Chociaż dzisiaj mogłem odpuścić sobie moją zwyczajową maskę obojętności, która towarzyszyła mi przez większość czasu. Bo dzisiaj po raz pierwszy wydarzyło się coś, co nie było wpisane w mój grafik. Skąd mogłem wiedzieć, że limit na dziś się jeszcze nie wyczerpał?

***

Biorąc w końcu głęboki wdech i przybierając swoją maskę, postanowiłem wyjść na taras. Pchnąłem lekko oszklone drzwi, pozwalając by wiatr potargał mi włosy. Skupiłem swój wzrok na czerwonej sukience Sakury i towarzyszącej jej Ino, starając się nie spojrzeć na trzecią osobę, która im towarzyszyła. Na szczęście wydawała się zupełnie ignorować otoczenie, opierając się o balustradę i wpatrując w ciemną toń.
Stawiałem kroki powoli, jakbym był niezdecydowany na to, czy podejść bliżej. Jednak już teraz wiedziałem, że nic nie będzie w stanie rozluźnić tego ucisku, który czułem w klatce piersiowej. Nie po tym, jak osoba, która do tej pory wydawała się odpłynąć do innego świata, wróciła do rzeczywistości, a jej spojrzenie zatrzymało się na mnie.
Dosłownie poczułem jak przygniata mnie jego ciężar i nie byłem już pewien, czy ten wieczór dobrze się zakończy.

10 komentarzy:

  1. jeeeeej.... nawet nie wiesz jak się cieszę z tego, że coś się tutaj pojawiło... Mimo że nie jest to główne opowiadanie, to i tak uśmiech pojawił się na mojej mordce^^ A teraz co do tekstu, który jest....... bardzo dobry:D Serio, czytało mi się przyjemnie, szybko i nie było praktycznie żadnych zgrzytów (przynajmniej nic nie rzuciło mi się w oczy błagając o korektę^^). Historia mnie zaciekawiła i mimo ogromu SasuNaru w necie, na taki pomysł jeszcze nie trafiłam. Tak więc pisz dalej kolejne części i rozświetlaj me dni w to jakże słoneczne i piękne lato^^ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne ciekawie zapowiadające się opowiadanie, mam nadzieje, że nie będziemy musieli czekać zbyt długo na kolejne części i że nie zapomnisz o "Rzeczywistości..."
    maxiii

    OdpowiedzUsuń
  3. AAA!!! Czy mówiłam już, że Cię kocham? ^^ No bardzo ładny początek, moja droga :D
    Zacznę od piosenki. Pięknie pasuje do naszych chłopców, w ogóle jest ładna, aczkolwiek nie podoba mi się tam jedno słowo "odejdę", hm :/ Nie będzie happy endu? :( Ja chcę happy end! *tupie nogą na wszelki wypadek*
    Teraz chłopcy. Sasuke jest sobą, a jakże ;) Świetnie przedstawiłaś jego życie. Zaplanowane od początku do końca, łącznie z żoną. Ciekawe czy wygląd dzieci też jest już genetycznie ustalony ;) brrr, boru to straszne O.O Chyba bym zwariowała.
    A bankiet tak opisałaś, że czułam się jakbym tam była. Wszystko poukładane, zaplanowane, każde słowo wyważone, nie ma pomyłek, nietaktu czy wpadki. Ale mamy za to siurpryzę w postaci naszego drugiego chłopca :D
    Bardzo jestem ciekawa, jak to było dalej na tych studiach, bo pierwsze spotkanie wyszło świetne. Cały Uzumaki :D Ludzie z wyższych sfer, bogacze, biznesmeni, tak naprawdę nic nie wiedzą o zwykłym, szarym życiu dopóki owo nie kopnie ich w zadek. I takiego kopniaka dostał właśnie Sasuke. Zderzył się ze zwykłym człowiekiem, bez kija od miotły w tyłku (proszę bez skojarzeń ;) ). To musiał być dla niego szok. Bardzo mi się podobało:
    „Naturalnym odruchem byłoby pytanie o to, czy nic mi nie jest, a nie ile jesteś mi winien za rower. Gdybym leżał nieprzytomny, to chciałbyś wiedzieć czy przeżyję czy ile zapłacić za pogrzeb?”
    Słuszna uwaga.
    Już nie mogę się doczekać kolejnej części. Mam nadzieję, że wen pozwoli Ci nas uszczęśliwić :D Jak zabraknie daj znać, zapakuję go i poślę do Ciebie taksówką ;)
    Ściskam Cię mocno i czekam (nie)cierpliwie. Ale będzie happy end, prawda? No przecież nie można przeżyć całego życia z uległą Sakurą, paskudnym ojcem, firmą na karku i ustalonym do śmierci grafikiem ;)
    Jak zwykle się rozpisałam, ale co tam, co tam.
    :*
    Daimon

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze! jeszcze! !Jeszcze! Jak mi się fajnie płynnie czytało nie mogłam oderwać wzroku od monitora ;d Powiem ci, że z tego i opowiadanie niezłe by było ;d Pierwsza część 'nie one shotu' bardzo Uchihowata ;) czyli mów mi Sasuke! ;d Ale aż mnie skręca co tam dalej się dzieje. Czy nasz bogaty chłopiec zobaczy coś jeszcze w tych błękitnych oczętach? A co z zbędną narzeczoną w czerwonej sukni. och proszę szybko dodaj następny rozdział bo padnę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Sugoi!! Opowiadanie mnie wciągnęło i zapowiada się bardzo ciekawie. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam.
    By" Cloud

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobało mi się. Coś jeszcze napisać?
    Wypadałoby, prawda?
    Dobra, żart. Oczywiście, że napiszę.
    Sakura- moje pierwsze skojarzenie- pusta lala, tyle, że z różowymi włosami. Jednak sprawia wrażenie wyrachowanej. Tak wywnioskowałam z opisu jej osoby przez Sasuke.
    Jeśli odegra większą rolę w tym opowiadaniu to zobaczę jaka jest naprawdę.
    Sasuke i Naruto- czyżby mieli wspólną, dłuższą przygodę w Anglii?
    Zapewne na tym krótkim, niefortunnym spotkaniu się nie skończyło. (Naruto może nawet dostał nowy rower? xDDDDD)
    Naruto jest głośny, wyszczekany, nie daje sobie w kaszę dmuchać. Tak go widzę, jak na razie.
    Mam wrażenie, że Sasuke zakończył znajomość, być może bliższy kontakt z Naruto, jednym cięciem. Teraz ma obawy przed tym co wyniknie z ich spotkania. Może się wstydzi tej ucieczki-jeśli takie coś, oczywiście miało miejsce. To są tylko moje przypuszczenia.
    Jednak jak doszło ponownie do ich spotkania to będzie się działo. Prawda?
    Czekam na kolejny rozdział i na tasiemca a'la moda na sukces również. Z tym, że wolę Twoją modę na sukces bardziej od tej z tv.
    Pozdrawiam serdecznie i weny, standardowo.
    xDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. ej ej ej koleżanko, widze, że cos naprawdę fajnego się tu szykuje :) Już nie mogę doczekać się ciągu dalszego :) Hm nie wiem co jeszcze powidzieć, bo nie mam żadnych zarzutów, skarg czy innych pierdół. Podobało mi się. Bardzo. Tyle :) pozdrawiaaaaaaam

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć, jestem tu nowa i chce powiedzieć, że podoba mi się historia którą piszesz,szkoda tylko, że są tak długie przerwy pomiędzy notkami xD I chciałabym jeszcze zaprosić cię na www.new-story-sasunaru.blog.onet.pl Czekam na następną część one shota, mogłabyś mnie powiadamiać o nowych notkach

    OdpowiedzUsuń
  9. @Zaćmienie - Niestety nie powiadamiam o nowych rozdziałach, więc trzeba bloga śledzić samemu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejeczka,
    cudownie, bardzo mnie ciekawi co się stało jeszcze w tej Anglii, wyobrażam sobie że na przykład Naruto był wykładowcą albo no nowym studentem... o tak kierowca kilka nowych przezwisk dostał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń